Nie wiem kiedy opublikuję kolejny rozdział. Ale postaram się go napisać dość szybko.
Bez dłuższych wstępów, zapraszam was na tego oto Shot'a : )
***
Ciemność,
ciemność i jeszcze raz: ciemność. Mike Shinoda nie widział nic poza nią. Po
omacku doszedł do drzwi frontowych i je otworzył. „Komu przeszło przez myśl
odwiedzać mnie o pierwszej w nocy?”- zastanawiał się.
Jednak
w chwili gdy zwaliło się na niego ciało jego najlepszego przyjaciela wszystko
stało się jasne. Było od niego czuć alkohol. Ciemnowłosy domyślił się, iż noc
spędził w klubie. Tylko dlaczego nie wrócił do siebie? Przecież Talinda z Anną
wyjechały niedawno i mają wrócić dopiero za jakiś tydzień, więc nie
zaszkodziłby mu powrót do domu o tej porze i to w takim stanie.
Ale
Michael nie myślał o tym. Zastanawiał się tylko co takiego musiało się stać, że
Chester znalazł się w jego domu nieprzytomny i w dodatku w ciągu tej nocy wypił
więcej niż w ciągu ostatniego miesiąca. Pokręcił zmartwiony głową i wziął go na
ręce. Ciało Chaza bezwładnie leżało na jego rękach.
Zaniósł
go do sypialni i ułożył ostrożnie na łóżku. Zanim całkowicie go puścił spojrzał
na jego twarz. Wyglądał pięknie, jak zawsze zresztą. Ucałował go w czoło i
chciał pójść do salonu z zamiarem spędzenia nocy na kanapie. Jakież było jego
zdziwienie, kiedy ręce Chestera oplotły go w pasie przyciągając jego ciało do
siebie.
Spojrzał
na Benningtona i zorientował się, że jego pijany przyjaciel przez sen przytulił
się do niego i raczej go nie puści. Ochoczo pogodził się z losem i
odwzajemniając uścisk, a także leżąc na przyjacielu zamknął oczy, by po chwili
zasnąć.
Dlaczego
tak łatwo przystał na to? Odpowiedź jest prosta, otóż Mike kochał Chaza. Od
dawna. Jednak nie była to braterska miłość. Kochał go jak mężczyzna kocha
kobietę, jak swoją jedyną, prawdziwą
miłość. Czerpał przyjemność z każdego dotyku, uśmiechu, słowa… On był
dla niego powietrzem, nie mógł bez niego żyć. Bał się jednak okazywać swoje
uczucia, ponieważ wiedział, że gdyby wyszły one na jaw, mogłoby to wszystko
zniszczyć.
Nie
wiedział, co myśli o tym wszystkim Chester. Jednak jeśli patrzyłby na niego
jeszcze przez chwilę, dostrzegłby tajemniczy uśmiech na jego twarzy…
***
-Mikey…
Co się działo w nocy…? Pamiętam tylko, że byłem w klubie i…- Mike’a obudził
zdziwiony głos Chaza.
-Ches,
naprawdę? Musisz teraz? Śpię- mruknął niezadowolony z tego, że ktokolwiek
zdołał wyrwać go ze snu.
-Okay,
tylko dlaczego, powiedz mi proszę, na mnie leżysz?
Shinoda
szybko z niego zeskoczył rumieniąc się. Spuścił głowę i zamilkł na dobre. Jego
przyjaciel wywrócił oczami i spojrzał na niego z politowaniem i zapytał:
-A czy
ja Cię prosiłem, abyś ze mnie schodził?
Michaela
zamurowało. Czy Chester właśnie…? Jednak nie długo było mu dane się nad tym
zastanawiać, ponieważ obiekt jego rozmyślań postanowił zrobić coś, co
całkowicie wytrąciło mężczyznę z równowagi.
Teraz
Mike siedział mu okrakiem na kolanach. Spojrzał na Chaza pytająco, na co ten
się tylko zaśmiał. Oparł swoje czoło o jego, zmniejszając tym samym odległość
między ich twarzami. Młodszemu z nich serce zaczęło bić tak szybko, a także tak
głośno, że bał się, by jego towarzysz tego nie usłyszał. Jego oddech był
nierówny, a zarazem przyspieszony.
-I jak
Ci się spało, Mikey? Hmmm?- wymruczał tuż przy jego twarzy podniecającym
głosem.
Shinodą
targały sprzeczne uczucia. Z jednej strony nie chciał przerywać tego momentu, a
z drugiej bał się iż zrobi coś nieodpowiedniego. Spojrzał w oczy ukochanego i
poczuł, że tonie w jego brązowych tęczówkach. Nie potrafił wydusić z siebie
żadnego słowa, ponieważ dla niego nic nie miało znaczenia w tamtym momencie.
Liczyła się tylko tamta chwila i ta bliskość. Nie wiedział co ma robić, jednak
chciał nacieszyć się tym momentem. Kolejny taki może nastąpić… nigdy.
-Hej,
co jest?- Chester uniósł jego podbródek i pogładził kciukiem jego policzek.
Mężczyzna
przygryzł zmysłowo wargę, na co starszy z nich tajemniczo się uśmiechnął.
Michael miał ogromną ochotę pocałować swojego przyjaciela, jednak powstrzymał
swoje rządze. Wolał nie niszczyć tek starannie zbudowanej przyjaźni. Zebrał się
w sobie i w końcu przemówił:
-Wypadałoby
zjeść śniadanie, nie uważasz?
Niechętnie
wstał i zszedł na parter domku do kuchni. Całkowicie rozbawiony Bennington
ruszył powoli za nim. Kiedy wszedł do pomieszczenia zastał go stojącego przodem
do szarego blatu. Na twarz Chaza wpełzł
tajemniczy uśmiech.
Zaszedł
Mike’a od tyłu obejmując go w pasie i kładąc swój podbródek na jego ramieniu.
Poczuł jak jego ciało zadrżało. Jednak zignorował to, cokolwiek to było i
wyszeptał:
-Przyznaj
się, chciałbyś powtórzyć dzisiejszą noc…
Shinoda
starał się zignorować natarczywego mężczyznę i odwrócił się do niego wręczając
mu jego porcję płatków. Widział zawód w jego oczach, lecz wmawiał sobie, że się
przewidział. Był tego niemal pewien.
-Myślałem,
że będziemy jeść z jednego talerza- szepnął starszy.
Mike
zamrugał. Chyba się przesłyszał. Popatrzył na nie przejawiającego żadnych uczuć
Chestera i stwierdził, iż był to tylko i wyłącznie wytwór jego chorej
wyobraźni. Pokręcił bezradnie głową i wziął się za jedzenie.
***
Michael
przysypiał na kanapie. Jego głowa wylądowała na ramieniu Benningtona, na co on
przyciągnął go do siebie, obejmując go w pasie. Mężczyzna zareagował
niekontrolowanym mruknięciem, co znacznie zadowoliło drugiego. Chaz wyłączył
telewizor i klęknął przekładając jedno swoje kolano na drugą stronę jego
towarzysza. Teraz patrzył na niego z góry, przez co Shinoda musiał zadrzeć
głowę, by móc na niego patrzeć.
Ręka
starszego powędrowała od koniuszków palców przyjaciela do jego policzka. Zaczął
bawić się jego przydługimi włosami uśmiechając się przy tym znacząco.
-To
jak? Odpowiesz mi na moje pytanie, które zadałem dziś rano?- Mike usłyszał
pytanie.
Westchnął
z zrezygnowaniem. Wiedział, że tym razem nie będzie ucieczki przed odpowiedzią.
Wypuścił ze świstem powietrze i spojrzał na ukochanego. Michael Shinoda
zdecydowanie nie potrafił okłamywać osoby którą kocha.
-Wspaniale,
to znaczy… Ummm…- jąkał się.
-Chciałbyś
to powtórzyć- zaśmiał się jego towarzysz.
-I tu
mnie masz.
-Nieprawda.
Nie mam Cię. Nigdy nie miałem. Ale będę- usłyszał szokującą odpowiedź.
The
Glue nie potrafił wydobyć siebie żadnego słowa. Otwierał usta, tylko po to by
po chwili je zamknąć. Niczym karp. Bennington zaczął się śmiać. Przejechał
palcem wskazującym po jego ustach, po czym wstał, złapał go za rękę i pociągnął
za sobą.
Zmierzał
w stronę sypialni. Shinoda szedł za nim otępiały. Nie wiedział czego się
spodziewać, ani co zrobić. Kiedy oboje znaleźli się w pomieszczeniu, które było
ich celem, starszy mężczyzna przygwoździł młodszego do ściany. Naparł swoimi
dłońmi na jego ramiona i patrzył mu w oczy. Szukał w nich jakiś uczuć jednak
jedyne co widział był szok.
-Na co
czekasz?- szepnął czarnowłosy.
-Na
twoją zgodę- oparł zgodnie z prawdą drugi.
-Masz
ją od zawsze, Chazzzy…
I wtedy
spełniło się marzenie obu mężczyzn. Ich wargi zetknęły się w namiętnym
pocałunku. To była jedna z najpiękniejszych chwil w całym ich życiu. Nigdy nie
myśleli, że ich marzenia się spełnią. Jakie marzenia? Dla Chestera był to Mike,
a dla tego drugiego, ten pierwszy.
Cieszyli
się tą chwilą, na którą czekali całe swoje dotychczasowe życie. Młodszy
mężczyzna jęknął gdy drugi z nich wepchnął język do ust kochanka. Jego dłoń
wślizgnęła się pod koszulkę drugiego, a druga błądziła po udzie ukochanego.
Michael był bezradny, pomimo iż usilnie próbował zapanować nad Benningtonem, on
był znacznie silniejszy.
-Przyzwyczajaj
się, że w większości sytuacji to ja będę górą, Mikey…- szepnął zmysłowo Chaz.
Shinoda
zaczął rozpinać guziki w koszuli Chaza, lecz przerwał i patrząc mu w oczy
zapytał:
-Skąd
wiedziałeś?
-Pamiętasz
jak znalazłeś mnie nieprzytomnego za swoimi drzwiami? Pamiętasz jak byliśmy w
perfumerii i ty oglądałeś perfumy? Jak znalazłeś jakieś, które według Ciebie
śmierdziały piwem?
Dla
Mike’a wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Oszukał go! Jak mógł? On
mu ufał, martwił się, a on tak po prostu go oszukał!
-Jak
mogłeś mnie oszukać?!? Ja się martwiłem, ufałem ci! Wyjdź stąd. Opuść mój dom i
zostaw mnie w spokoju. I nie ma „ale”.
***
Minął
tydzień. Tyle czasu nie rozmawiali. Od pamiętnej sprzeczki. Chaz uszanował jego
prośbę, jednak nie na długo. Dał mu wystarczająco dużo czasu na przemyślenia, a
teraz musiał mu pokazać, że nie może bez niego żyć.
Wślizgnął
się do jego domu i wszedł po cichu do kuchni. Wiedział, że jego ukochany przesiaduje
na piętrze, czuł to. Usiadł na blacie na wprost schodów i postanowił na niego
czekać. Spojrzał na zegarek. Dwudziesta druga. No cóż, lepiej późno niż wcale…
Nie
siedział długo. Po jakiś pięciu minutach po schodach zszedł sam Shinoda. Miał
na sobie tylko bokserki i…
-Masz
na sobie moją koszulę…- zauważył zaskoczony Chester.
Mężczyzna
stanął w miejscu i zaczął wpatrywać się w niespodziewanego gościa. Ten podszedł
do niego i przytulił go mocno do siebie. Tak bardzo się cieszył, że go
odzyskał. W końcu to wszystko się ułoży… prawda?
-Chaz…
Może lepiej zapomnijmy o wszystkim. Tak będzie lepiej…- powiedział Spike.
-Ty nie
wierzysz w to co mówisz, Shinoda- warknął starszy z nich.
To
prawda, nie wierzył. Jednak bał się, że to wszystko jest nieprawdą. Że skończy
się to tak, że jego ukochany go wyśmieje. Nie potrafiłby tego wytrzymać…
Wyrwał
się z uścisku przyjaciela i poszedł do salonu. Nie mógł znieść jego bolesnej
bliskości. To był ból nie do wytrzymania. I ta obawa, że to wszystko jest
żartem…
Bennington
ruszył za nim i zastał go stojącego przodem do ściany. Wpatrywał się w nią
pustym wzrokiem. Niedaleko przed nim stał drewniany stół, o który oparł się
Chaz.
-Mikey,
kocham Cię…- szepnął.
-Naprawdę?-
ożywił się.
-Z
całego swojego serca. Od zawsze, na zawsze- przytaknął.
Czarnowłosy
podszedł do niego i zmusił go do tego, by usiadł na stole. Stanął pomiędzy jego
nogami i pocałował go napierając na niego całym swoim ciałem. Chester nie mógł
wytrzymać tego, że to nie on był górą. Usilnie próbował się przebić, jednak
jakaś niewytłumaczalna siłą wstąpiła w jego ukochanego.
Michael
zaśmiał się i zaczął rozpinać guziki koszuli, którą miał na sobie jego
kochanek. Kiedy udało mu się ją ściągnąć zabrał się za swoją. Cały czas jednak
zawzięcie całował Chaza. Położył go delikatnie na meblu, a następnie sam
wylądował na nim.
-Chcę
Cię. Tu. Teraz. Na tym stole- mruknął w jego rozchylone usta.
-Nie
mogłeś wybrać innego miejsca? Trochę mi niewygodnie, kocie…
-Och,
nie narzekaj. Chyba, że wolisz kibel w barze dla gejów…
-Sugerujesz
coś?
A to
był dopiero początek tej wspaniałej dla nich nocy…
***
Mike
obudził się trzymając w swoich ramionach cały swój świat, Chestera Benningtona.
Jego powód do życia opierał swoją brodę na jego nagiej klatce piersiowej i
wpatrywał się w niego z uśmiechem na twarzy. Na wpół przytomny mężczyzna
przyciągnął go bliżej siebie by mieć tuż przed oczami jego twarz.
-I jak,
wyspałeś się?- zachrypiał Chaz.
-Pewien
przystojny i seksowny chłopak mi na to nie pozwolił. Wiesz może dlaczego?
-Byłeś
cudowny. Taki… inny niż zwykle. Tylko… co my powiemy dziewczynom?
-Jak to
co? Musimy z nimi poważnie porozmawiać…
Starszy
z nich uśmiechnął się, a następnie wstał, ubrał się i zszedł na dół. Shinoda
chcąc nie chcąc zrobił to samo. Cały dzień spędzili na oglądaniu The Walking
Dead, rozmowie i śmianiu się. Pod koniec dnia uświadomili sobie, że za około
godzinę wracają dziewczyny.
-Mikey,
boję się…
-Dlaczego?
One na pewno zrozumieją- mówił Michael wbrew temu co czuł.
Chester
wtulił się w niego, przykładając swoją twarz do wgłębienia w jego szyi. Tak
bardzo go kochał i nie chciał go stracić… Bał się, że przez jakąś głupotę to
wszystko pryśnie niczym bańka mydlana. Jego ukochany uniósł jego podbródek i
powiedział:
-Pamiętaj,
cokolwiek się stanie, ja zawsze będę przy tobie, kocham cię, Chazzy…
Bennington
spojrzał w jego brązowe tęczówki i pocałował go. Kiedy on oddał pocałunek,
popchnął go na ścianę i wepchnął mu język do ust. On splótł ręce na jego karku
i rozchylił szeroko wargi oddając mu się całkowicie. Zaaferowani sobą nie
zauważyli, że ktoś koło nich stoi.
-Mówiłam
ci Tal, że właśnie to zastaniemy po powrocie do domu!- zaśmiała się Anna.
Mężczyźni
gwałtownie od siebie odskoczyli i stali ze spuszczonymi głowami. Nie chcieli,
żeby dowiedziały się w taki sposób. Mieli im to delikatnie przekazać…
-My… To
znaczy…- zaczął młodszy.
-Ej,
spokojnie. Powiedzcie nam tylko gdzie chcecie mieszkać? Tu czy w domu Chaza?-
tym razem odezwała się Talinda.
Obaj
spojrzeli na nie jak na wariatki. Czy oni się przypadkiem nie przesłyszeli? One
tylko się uśmiechały wyczekując cierpliwie odpowiedzi na zadane wcześniej
pytanie. A ponieważ jej nie dostały, Anna powiedziała:
-Myślę,
że tu wam będzie lepiej. I spokojnie, z rozwodem wszystko załatwimy. Moje
rzeczy i tak już są w naszym nowym domu, a twoje Chester… no cóż, Byłyśmy tak
wspaniałomyślne i Ci je przywiozłyśmy. Życzymy wam szczęścia, Bennoda forever.
Kiedy
obie kobiety opuściły mieszkanie, natychmiastowo rzucili się do okna. Nie
wierzyli w to co usłyszeli. Jednak to co zobaczyli zdziwiło ich jeszcze
bardziej. Anna i Talinda stały przed, teraz ich, domem i całowały się.
Czy to
nie był jakiś chory sen? Może to ich wyobraźnia? Jednak oni w tamtym momencie
porzucili wszelkie myśli i wpadli sobie w ramiona, ciesząc się z własnej
bliskości…
***
Zamknął
za sobą drzwi łazienki która znajdowała się w studiu i podszedł do Mike’a, a
następnie przytulił go od tyłu. On przekręcił się niezdarnie w jego ramionach i
usiadł na blacie od umywalki. Chester uśmiechnął się szelmowsko i pochylił się
nad jego szyją, i… zrobił mu malinkę. Shinoda spojrzał na niego z oburzeniem i
już miał się odezwać, kiedy jego ukochany zatkał mu usta pocałunkiem. Dosyć
brutalnie wcisnął swój język między wargi młodszego i gładził nim jego
podniebienie. Mimo, iż jego parter był nieco oburzony jego gwałtownym
zachowaniem oddał mu się całkowicie.
Po
jakimś czasie Bennington odsunął swoją twarz od jego i uśmiechnął się. Chwycił
jego dłoń i pociągnął go za sobą mówiąc:
-Choć,
bo zaczną nas szukać…
Wyciągnął
rękę, by nacisnąć klamkę, jednak drzwi okazały się być… otwarte. Spojrzał na
nie z niepokojem, jednak nie odezwał się ani słowem i poprowadził za sobą
niczego nie świadomego kochanka.
Szybko
dotarli do ‘salonu’ i zastali siedzących na kanapach chłopaków. Jednak coś było
nie tak. O dziwo wszyscy milczeli, a w powietrzu unosiła się spięta atmosfera.
Para popatrzyła na nich z niepokojem. Po chwili odezwał się Joe:
-Macie
nam może coś do powiedzenia?
-Nie…-
odparł ostrożnie Chester.
-To
dziwne, prawda? Mike, pomimo że rozwiódł się prawie pół roku temu ciągle chodzi
wesoły, na jego ciele pojawiają się wciąż nowe malinki. Oboje rozwiedliście się
w podobnym czasie i zamieszkaliście razem- powiedział Dave.
-Przestańcie
nas w końcu okłamywać, widziałem was przed chwilą! Jak długo mieliście zamiar
trzymać to w sekrecie przed nami?- dodał Rob.
Ches
spojrzał na Shinodę. Nie wiedzieli co mają powiedzieć, ani czego się
spodziewać. Liczyli na tolerancję ze strony swoich przyjaciół. Złapali się
mocno za ręce i patrzyli sobie w oczy zadając sobie to jedno, dręczące pytanie:
Co dalej?
-Wspólnie
doszliśmy do wniosku, iż musicie zdecydować. Albo zespół, albo… wasz związek-
odezwał się Brad.
Oboje
spojrzeli na niego jak na wariata. Jak mógł kazać im wybierać? Przecież to jest
niedorzeczne. Zawsze byli przyjaciółmi, trzymali się razem i teraz to wszystko
ma się skończyć.
-Żartujesz-
szepnął Chazzy.
-Nie,
Chester. Wybieraj, teraz.
Mike
spojrzał na niego z lękiem. Czyli teraz to wszystko się skończy. Te siedem
miesięcy pójdzie w zapomnienie, był tego pewien. Bał się tego pożegnania, ale
przecież to JEGO decyzja…
Jego
ukochany spojrzał na niego smutno. Ujął jego twarz w dłonie i złożył na jego
ustach delikatny, lecz długi pocałunek. Chciał zapamiętać smak jego pełnych
ust. Nie chciał się z nim rozstawać, jednak nie potrafił pozostawić zespołu,
który kochał.
-Będzie
mi tego brakowało, Mikey… Przepraszam cię- wyszeptał załamującym się głosem
Bennington.
Nie
wierzył w to, co się działo. On naprawdę chciał to wszystko przekreślić?
Wymazać z pamięci przez głupi brak tolerancji? Spojrzał w jego oczy doszukując
się jakiegokolwiek znaku, świadczącego o tym, iż to był żart. Jednak tego nie
znalazł.
The
Glue odsunął się od niego i spojrzał z nienawiścią na resztę chłopaków z
zespołu. Nienawidził tego co zrobili. Nigdy im tego nie wybaczy.
-Gratuluję,
właśnie zniszczyliście moje życie- syknął- tego chcieliście? Proszę bardzo,
macie! Zepsuliście miłość mojego życia! A ty- zwrócił się do byłego kochanka-
jak mogłeś złamać obietnicę? Mówiłeś, że będziesz ze mną, choćby nie wiem co. „Z
całego swojego serca. Od zawsze, na zawsze”. Pamiętasz te słowa? Przypominasz
sobie moment, w którym je wypowiedziałeś? Ja doskonale to pamiętam, Chester.
Nie wiem, co takiego się stało, że nagle chcesz to wszystko cofnąć, ale wiedz,
że ja NIGDY nie przestałem cię kochać. I będę cię darzył tym uczuciem, aż do
usranej śmierci- wyrzucił z siebie, po czym dodał- i nie oczekujcie mnie tutaj.
Żegnam się z wami ostatecznie, raz na zawsze. Nie zobaczycie mnie już nigdy.
Chyba, że łaskawie przyjdziecie na mój bliski pogrzeb… Umrę.
Ostatni
raz spojrzał na nich, a jego wzrok zatrzymał się dłużej na ukochanym. Wykrzywił
wargi w gorzkim uśmiechu i upuścił studio szybkim krokiem.
Słowa
pół-japończyka dotarły do nich dopiero po jakimś czasie. Nie było to sekundy,
tylko kilkanaście długich minut, podczas których wpatrywali się drętwo w drzwi,
w których niedawno stał ich przyjaciel.
Dopiero
po tym czasie Bennington oprzytomniał. Rzucił się biegiem, próbując znaleźć
Michaela. Jedynym pomysłem jaki mu przyszedł do głowy, to ich dom. Jak
najszybciej tylko mógł, dotarł tam. Nerwowo otworzył drzwi i wbiegł do kuchni.
Nikogo nie było. W sypialni, salonie, korytarzu. Została tylko łazienka…
Pośpiesznym
krokiem wszedł do tego właśnie pomieszczenia. Obawiał się tego co ujrzy, ale
mimo wszystko zamaszystym ruchem otworzył drzwi. Nie mógł uwierzyć w to, co tam
zastał. Mike, jego ukochany Mike, siedział na ziemi oparty o ścianę w kałuży
krwi, sączącej się z jego porozcinanej ręki. W dłoni trzymał żyletkę. Chester
padł przy nim na kolana i krzyknął:
-Przestań!
-Patrz,
tu jest siedem rozcięć, jak siedem miesięcy i siedem słów pożegnania, które
usłyszałem i ciebie- zaśmiał się cicho i boleśnie w odpowiedzi.
-Błagam
cię, nie…- szepnął Bennington.
-Taka
jest kolej rzeczy. Wyrwałeś me serce, teraz się wykrwawiam…
-Przepraszam,
ja nie chciałem, ja… Myślałem, że to wszystko się ułoży, że i tak będziemy
razem… Nie chciałem poświęcać tego zespołu…
-I
wolałeś poświęć mnie… Moje życie.
-Mike,
proszę… Zrobię wszystko… Gdybym tylko mógł cofnąć czas…
Shinoda
w odpowiedzi oparł głowę o ramię ukochanego i szepnął błogo:
-Kocham
cię, Chazzy…
***
-Mikey?
Co robisz?- rozległ się w domu głos.
-Przeglądam
twoje zdjęcia… Mógłbyś tu przyjść?- dało się słyszeć odpowiedź z salonu.
Trzydziestosiedmioletni
Chester Bennington powlókł się w stronę, z której dochodził głos. Usiadł na
kanapie obok jego właściciela i spojrzał na trzymany w jego rękach album ze
zdjęciami. Miał on nalepioną karteczkę z napisem „Mikey i Ja”. Na sam ten widok
jego oczy zaszkliły się, jednak szybko to ukrył, mrugając kilkakrotnie.
-Nigdy
nie widziałem tego albumu… Mógłbyś mi opowiedzieć o tym Mike’u?
Mężczyzna
westchnął i wziął przedmiot z jego rąk. Otworzył go na jednej ze stron. Było to
akurat zdjęcie ukazujące ich obu w swoich objęciach. Wpatrywali się w siebie zakochani,
nie świadomi tego, co zgotował im los. Wskazał palcem na czarnowłosego i
powiedział:
-To
jest Michel Kenji Shinoda. Mój najlepszy przyjaciel. Mieliśmy razem zespół,
Linkin Park… Ja, On, Brad, Rob, Joe i Dave.
-A czy
byliście znani?
-Cholernie
znani. Kiedyś puszczę ci nasze płyty- na chwilę się zamyślił- Bardzo go
kochałem. Byliśmy ze sobą przez siedem miesięcy, aż do pewnego… incydentu.
Chłopacy z zespołu dowiedzieli się o wszystkim i kazali mi wybierać. Albo
zespół, albo nasz związek. A ja byłem tak naiwny i myślałem, że jeśli powiem,
iż wybieram zespół to uda mi się obie te rzeczy pogodzić… Ale ON tego nie
wytrzymał. Wybuchł przy nas i powiedział co o tym wszystkim myślał. I ja w
duchu się z nim zgodziłem. I wtedy… on odszedł. Ja ocknąłem się dopiero po
dłuższym czasie i pobiegłem za nim. Znalazłem go całego zakrwawionego, w
łazience, w naszym domu. Przepraszałem go, błagałem, by mnie nie opuszczał… Ale
odszedł. Jego ostatnie słowa to „Kocham cię, Chazzy…”. Codziennie modlę się do
Boga, by miał go w opiece i by pozwolił mi go zobaczyć po śmierci. Tak bardzo
go kochałem… kocham. Nigdy sobie nie wybaczę tego jak go potraktowałem. Mam
nadzieję, że ty będziesz szczęśliwy synku… Dziś mija dziesięć lat od kiedy go
nie ma…
Piętnastolatek
przytulił swojego przybranego tatę do siebie i pozwolił mu się wypłakać. Nigdy
mu o tym nie opowiadał i w sumie mu się nie dziwił. Współczuł z całego serca
jemu i jego ukochanemu. Nienawidził tych ludzi, przez których to wszystko tak
się potoczyło. Nigdy im tego nie wybaczy, obiecał to sobie. A także to, że
kiedyś ich odnajdzie. Wyrządzili mu wielką krzywdę, o tak. Jednak nie na to
czas teraz. W chwili obecnej musi się zająć swoim płaczącym tatą…
***
Wszystko
miało być bajką, nie było. Skończyło się tragicznie, bo samobójstwem. A stało
się tylko i wyłącznie przez ludzką zawiść i nietolerancję. Ludzie nie rozumieją
odmienności, nie pojmują potęgi miłości. To dla nich z trudne, bo w końcu nie
jest przyziemne. Jest to coś niezrozumiałego, czego rozum nie potrafi pojąć…
Szkoda,
że w przypadku Chestera i Mike’a historia się tak potoczyła. Przecież wszystko
mogło się zakończyć inaczej… Jednak wyszło jak wyszło, Bennington czasu nie
cofnie, choćby chciał. Niedługo po śmierci ukochanego przeprowadził się do
Phoenix i adoptował syna. Nazwał go Mike. Pomime lat i upływu czasu nigdy nie
zapomniał o swojej miłości. Ona została w jego sercu na zawsze. Do końca…
***
Mam nadzieję, że wam się spodobało. Czekam na wasze opinie w komentarzach. Ostatnio mało osób się udziela. To trochę smutne, bo wydaje mi się, że nikt tego nie czyta...
Więc proszę was bardzo komentujcie, oceniajcie no i czekajcie na następny rozdział : )
Pozdrawiam,
Justyna : )