piątek, 14 czerwca 2013

Do końca

Witam was po dłuższym czasie. Przez prawie cztery tygodnie nic nie dodałam, wiem. Ale za to napisałam długą, bo aż na dziewięć stron, Bennodę. Z początku może się wydawać kolorowa bajką.
Nie wiem kiedy opublikuję kolejny rozdział. Ale postaram się go napisać dość szybko.
Bez dłuższych wstępów, zapraszam was na tego oto Shot'a : )
***
                Ciemność, ciemność i jeszcze raz: ciemność. Mike Shinoda nie widział nic poza nią. Po omacku doszedł do drzwi frontowych i je otworzył. „Komu przeszło przez myśl odwiedzać mnie o pierwszej w nocy?”- zastanawiał się.
                Jednak w chwili gdy zwaliło się na niego ciało jego najlepszego przyjaciela wszystko stało się jasne. Było od niego czuć alkohol. Ciemnowłosy domyślił się, iż noc spędził w klubie. Tylko dlaczego nie wrócił do siebie? Przecież Talinda z Anną wyjechały niedawno i mają wrócić dopiero za jakiś tydzień, więc nie zaszkodziłby mu powrót do domu o tej porze i to w takim stanie.
                Ale Michael nie myślał o tym. Zastanawiał się tylko co takiego musiało się stać, że Chester znalazł się w jego domu nieprzytomny i w dodatku w ciągu tej nocy wypił więcej niż w ciągu ostatniego miesiąca. Pokręcił zmartwiony głową i wziął go na ręce. Ciało Chaza bezwładnie leżało na jego rękach.
                Zaniósł go do sypialni i ułożył ostrożnie na łóżku. Zanim całkowicie go puścił spojrzał na jego twarz. Wyglądał pięknie, jak zawsze zresztą. Ucałował go w czoło i chciał pójść do salonu z zamiarem spędzenia nocy na kanapie. Jakież było jego zdziwienie, kiedy ręce Chestera oplotły go w pasie przyciągając jego ciało do siebie.
                Spojrzał na Benningtona i zorientował się, że jego pijany przyjaciel przez sen przytulił się do niego i raczej go nie puści. Ochoczo pogodził się z losem i odwzajemniając uścisk, a także leżąc na przyjacielu zamknął oczy, by po chwili zasnąć.
                Dlaczego tak łatwo przystał na to? Odpowiedź jest prosta, otóż Mike kochał Chaza. Od dawna. Jednak nie była to braterska miłość. Kochał go jak mężczyzna kocha kobietę, jak swoją jedyną, prawdziwą  miłość. Czerpał przyjemność z każdego dotyku, uśmiechu, słowa… On był dla niego powietrzem, nie mógł bez niego żyć. Bał się jednak okazywać swoje uczucia, ponieważ wiedział, że gdyby wyszły one na jaw, mogłoby to wszystko zniszczyć.
                Nie wiedział, co myśli o tym wszystkim Chester. Jednak jeśli patrzyłby na niego jeszcze przez chwilę, dostrzegłby tajemniczy uśmiech na jego twarzy…
***
                -Mikey… Co się działo w nocy…? Pamiętam tylko, że byłem w klubie i…- Mike’a obudził zdziwiony głos Chaza.
                -Ches, naprawdę? Musisz teraz? Śpię- mruknął niezadowolony z tego, że ktokolwiek zdołał wyrwać go ze snu.
                -Okay, tylko dlaczego, powiedz mi proszę, na mnie leżysz?
                Shinoda szybko z niego zeskoczył rumieniąc się. Spuścił głowę i zamilkł na dobre. Jego przyjaciel wywrócił oczami i spojrzał na niego z politowaniem i zapytał:
                -A czy ja Cię prosiłem, abyś ze mnie schodził?
                Michaela zamurowało. Czy Chester właśnie…? Jednak nie długo było mu dane się nad tym zastanawiać, ponieważ obiekt jego rozmyślań postanowił zrobić coś, co całkowicie wytrąciło mężczyznę z równowagi.
                Teraz Mike siedział mu okrakiem na kolanach. Spojrzał na Chaza pytająco, na co ten się tylko zaśmiał. Oparł swoje czoło o jego, zmniejszając tym samym odległość między ich twarzami. Młodszemu z nich serce zaczęło bić tak szybko, a także tak głośno, że bał się, by jego towarzysz tego nie usłyszał. Jego oddech był nierówny, a zarazem przyspieszony.
                -I jak Ci się spało, Mikey? Hmmm?- wymruczał tuż przy jego twarzy podniecającym głosem.
                Shinodą targały sprzeczne uczucia. Z jednej strony nie chciał przerywać tego momentu, a z drugiej bał się iż zrobi coś nieodpowiedniego. Spojrzał w oczy ukochanego i poczuł, że tonie w jego brązowych tęczówkach. Nie potrafił wydusić z siebie żadnego słowa, ponieważ dla niego nic nie miało znaczenia w tamtym momencie. Liczyła się tylko tamta chwila i ta bliskość. Nie wiedział co ma robić, jednak chciał nacieszyć się tym momentem. Kolejny taki może nastąpić… nigdy.
                -Hej, co jest?- Chester uniósł jego podbródek i pogładził kciukiem jego policzek.
                Mężczyzna przygryzł zmysłowo wargę, na co starszy z nich tajemniczo się uśmiechnął. Michael miał ogromną ochotę pocałować swojego przyjaciela, jednak powstrzymał swoje rządze. Wolał nie niszczyć tek starannie zbudowanej przyjaźni. Zebrał się w sobie i w końcu przemówił:
                -Wypadałoby zjeść śniadanie, nie uważasz?
                Niechętnie wstał i zszedł na parter domku do kuchni. Całkowicie rozbawiony Bennington ruszył powoli za nim. Kiedy wszedł do pomieszczenia zastał go stojącego przodem do szarego blatu.  Na twarz Chaza wpełzł tajemniczy uśmiech.
                Zaszedł Mike’a od tyłu obejmując go w pasie i kładąc swój podbródek na jego ramieniu. Poczuł jak jego ciało zadrżało. Jednak zignorował to, cokolwiek to było i wyszeptał:
                -Przyznaj się, chciałbyś powtórzyć dzisiejszą noc…
                Shinoda starał się zignorować natarczywego mężczyznę i odwrócił się do niego wręczając mu jego porcję płatków. Widział zawód w jego oczach, lecz wmawiał sobie, że się przewidział. Był tego niemal pewien.
                -Myślałem, że będziemy jeść z jednego talerza- szepnął starszy.
                Mike zamrugał. Chyba się przesłyszał. Popatrzył na nie przejawiającego żadnych uczuć Chestera i stwierdził, iż był to tylko i wyłącznie wytwór jego chorej wyobraźni. Pokręcił bezradnie głową i wziął się za jedzenie.
***
                Michael przysypiał na kanapie. Jego głowa wylądowała na ramieniu Benningtona, na co on przyciągnął go do siebie, obejmując go w pasie. Mężczyzna zareagował niekontrolowanym mruknięciem, co znacznie zadowoliło drugiego. Chaz wyłączył telewizor i klęknął przekładając jedno swoje kolano na drugą stronę jego towarzysza. Teraz patrzył na niego z góry, przez co Shinoda musiał zadrzeć głowę, by móc na niego patrzeć.
                Ręka starszego powędrowała od koniuszków palców przyjaciela do jego policzka. Zaczął bawić się jego przydługimi włosami uśmiechając się przy tym znacząco.
                -To jak? Odpowiesz mi na moje pytanie, które zadałem dziś rano?- Mike usłyszał pytanie.
                Westchnął z zrezygnowaniem. Wiedział, że tym razem nie będzie ucieczki przed odpowiedzią. Wypuścił ze świstem powietrze i spojrzał na ukochanego. Michael Shinoda zdecydowanie nie potrafił okłamywać osoby którą kocha.
                -Wspaniale, to znaczy… Ummm…- jąkał się.
                -Chciałbyś to powtórzyć- zaśmiał się jego towarzysz.
                -I tu mnie masz.
                -Nieprawda. Nie mam Cię. Nigdy nie miałem. Ale będę- usłyszał szokującą odpowiedź.
                The Glue nie potrafił wydobyć siebie żadnego słowa. Otwierał usta, tylko po to by po chwili je zamknąć. Niczym karp. Bennington zaczął się śmiać. Przejechał palcem wskazującym po jego ustach, po czym wstał, złapał go za rękę i pociągnął za sobą.
                Zmierzał w stronę sypialni. Shinoda szedł za nim otępiały. Nie wiedział czego się spodziewać, ani co zrobić. Kiedy oboje znaleźli się w pomieszczeniu, które było ich celem, starszy mężczyzna przygwoździł młodszego do ściany. Naparł swoimi dłońmi na jego ramiona i patrzył mu w oczy. Szukał w nich jakiś uczuć jednak jedyne co widział był szok.
                -Na co czekasz?- szepnął czarnowłosy.
                -Na twoją zgodę- oparł zgodnie z prawdą drugi.
                -Masz ją od zawsze, Chazzzy…
                I wtedy spełniło się marzenie obu mężczyzn. Ich wargi zetknęły się w namiętnym pocałunku. To była jedna z najpiękniejszych chwil w całym ich życiu. Nigdy nie myśleli, że ich marzenia się spełnią. Jakie marzenia? Dla Chestera był to Mike, a dla tego drugiego, ten pierwszy.
                Cieszyli się tą chwilą, na którą czekali całe swoje dotychczasowe życie. Młodszy mężczyzna jęknął gdy drugi z nich wepchnął język do ust kochanka. Jego dłoń wślizgnęła się pod koszulkę drugiego, a druga błądziła po udzie ukochanego. Michael był bezradny, pomimo iż usilnie próbował zapanować nad Benningtonem, on był znacznie silniejszy.
                -Przyzwyczajaj się, że w większości sytuacji to ja będę górą, Mikey…- szepnął zmysłowo Chaz.
                Shinoda zaczął rozpinać guziki w koszuli Chaza, lecz przerwał i patrząc mu w oczy zapytał:
                -Skąd wiedziałeś?
                -Pamiętasz jak znalazłeś mnie nieprzytomnego za swoimi drzwiami? Pamiętasz jak byliśmy w perfumerii i ty oglądałeś perfumy? Jak znalazłeś jakieś, które według Ciebie śmierdziały piwem?
                Dla Mike’a wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Oszukał go! Jak mógł? On mu ufał, martwił się, a on tak po prostu go oszukał!
                -Jak mogłeś mnie oszukać?!? Ja się martwiłem, ufałem ci! Wyjdź stąd. Opuść mój dom i zostaw mnie w spokoju. I nie ma „ale”.
***
                Minął tydzień. Tyle czasu nie rozmawiali. Od pamiętnej sprzeczki. Chaz uszanował jego prośbę, jednak nie na długo. Dał mu wystarczająco dużo czasu na przemyślenia, a teraz musiał mu pokazać, że nie może bez niego żyć.
                Wślizgnął się do jego domu i wszedł po cichu do kuchni. Wiedział, że jego ukochany przesiaduje na piętrze, czuł to. Usiadł na blacie na wprost schodów i postanowił na niego czekać. Spojrzał na zegarek. Dwudziesta druga. No cóż, lepiej późno niż wcale…
                Nie siedział długo. Po jakiś pięciu minutach po schodach zszedł sam Shinoda. Miał na sobie tylko bokserki i…
                -Masz na sobie moją koszulę…- zauważył zaskoczony Chester.
                Mężczyzna stanął w miejscu i zaczął wpatrywać się w niespodziewanego gościa. Ten podszedł do niego i przytulił go mocno do siebie. Tak bardzo się cieszył, że go odzyskał. W końcu to wszystko się ułoży… prawda?
                -Chaz… Może lepiej zapomnijmy o wszystkim. Tak będzie lepiej…- powiedział Spike.
                -Ty nie wierzysz w to co mówisz, Shinoda- warknął starszy z nich.
                To prawda, nie wierzył. Jednak bał się, że to wszystko jest nieprawdą. Że skończy się to tak, że jego ukochany go wyśmieje. Nie potrafiłby tego wytrzymać…
                Wyrwał się z uścisku przyjaciela i poszedł do salonu. Nie mógł znieść jego bolesnej bliskości. To był ból nie do wytrzymania. I ta obawa, że to wszystko jest żartem…
                Bennington ruszył za nim i zastał go stojącego przodem do ściany. Wpatrywał się w nią pustym wzrokiem. Niedaleko przed nim stał drewniany stół, o który oparł się Chaz.
                -Mikey, kocham Cię…- szepnął.
                -Naprawdę?- ożywił się.
                -Z całego swojego serca. Od zawsze, na zawsze- przytaknął.
                Czarnowłosy podszedł do niego i zmusił go do tego, by usiadł na stole. Stanął pomiędzy jego nogami i pocałował go napierając na niego całym swoim ciałem. Chester nie mógł wytrzymać tego, że to nie on był górą. Usilnie próbował się przebić, jednak jakaś niewytłumaczalna siłą wstąpiła w jego ukochanego.
                Michael zaśmiał się i zaczął rozpinać guziki koszuli, którą miał na sobie jego kochanek. Kiedy udało mu się ją ściągnąć zabrał się za swoją. Cały czas jednak zawzięcie całował Chaza. Położył go delikatnie na meblu, a następnie sam wylądował na nim.
                -Chcę Cię. Tu. Teraz. Na tym stole- mruknął w jego rozchylone usta.
                -Nie mogłeś wybrać innego miejsca? Trochę mi niewygodnie, kocie…
                -Och, nie narzekaj. Chyba, że wolisz kibel w barze dla gejów…
                -Sugerujesz coś?
                A to był dopiero początek tej wspaniałej dla nich nocy…
***
                Mike obudził się trzymając w swoich ramionach cały swój świat, Chestera Benningtona. Jego powód do życia opierał swoją brodę na jego nagiej klatce piersiowej i wpatrywał się w niego z uśmiechem na twarzy. Na wpół przytomny mężczyzna przyciągnął go bliżej siebie by mieć tuż przed oczami jego twarz.
                -I jak, wyspałeś się?- zachrypiał Chaz.
                -Pewien przystojny i seksowny chłopak mi na to nie pozwolił. Wiesz może dlaczego?
                -Byłeś cudowny. Taki… inny niż zwykle. Tylko… co my powiemy dziewczynom?
                -Jak to co? Musimy z nimi poważnie porozmawiać…
                Starszy z nich uśmiechnął się, a następnie wstał, ubrał się i zszedł na dół. Shinoda chcąc nie chcąc zrobił to samo. Cały dzień spędzili na oglądaniu The Walking Dead, rozmowie i śmianiu się. Pod koniec dnia uświadomili sobie, że za około godzinę wracają dziewczyny.
                -Mikey, boję się…
                -Dlaczego? One na pewno zrozumieją- mówił Michael wbrew temu co czuł.
                Chester wtulił się w niego, przykładając swoją twarz do wgłębienia w jego szyi. Tak bardzo go kochał i nie chciał go stracić… Bał się, że przez jakąś głupotę to wszystko pryśnie niczym bańka mydlana. Jego ukochany uniósł jego podbródek i powiedział:
                -Pamiętaj, cokolwiek się stanie, ja zawsze będę przy tobie, kocham cię, Chazzy…
                Bennington spojrzał w jego brązowe tęczówki i pocałował go. Kiedy on oddał pocałunek, popchnął go na ścianę i wepchnął mu język do ust. On splótł ręce na jego karku i rozchylił szeroko wargi oddając mu się całkowicie. Zaaferowani sobą nie zauważyli, że ktoś koło nich stoi.
                -Mówiłam ci Tal, że właśnie to zastaniemy po powrocie do domu!- zaśmiała się Anna.
                Mężczyźni gwałtownie od siebie odskoczyli i stali ze spuszczonymi głowami. Nie chcieli, żeby dowiedziały się w taki sposób. Mieli im to delikatnie przekazać…
                -My… To znaczy…- zaczął młodszy.
                -Ej, spokojnie. Powiedzcie nam tylko gdzie chcecie mieszkać? Tu czy w domu Chaza?- tym razem odezwała się Talinda.
                Obaj spojrzeli na nie jak na wariatki. Czy oni się przypadkiem nie przesłyszeli? One tylko się uśmiechały wyczekując cierpliwie odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie. A ponieważ jej nie dostały, Anna powiedziała:
                -Myślę, że tu wam będzie lepiej. I spokojnie, z rozwodem wszystko załatwimy. Moje rzeczy i tak już są w naszym nowym domu, a twoje Chester… no cóż, Byłyśmy tak wspaniałomyślne i Ci je przywiozłyśmy. Życzymy wam szczęścia, Bennoda forever.
                Kiedy obie kobiety opuściły mieszkanie, natychmiastowo rzucili się do okna. Nie wierzyli w to co usłyszeli. Jednak to co zobaczyli zdziwiło ich jeszcze bardziej. Anna i Talinda stały przed, teraz ich, domem i całowały się.
                Czy to nie był jakiś chory sen? Może to ich wyobraźnia? Jednak oni w tamtym momencie porzucili wszelkie myśli i wpadli sobie w ramiona, ciesząc się z własnej bliskości…
***
                Zamknął za sobą drzwi łazienki która znajdowała się w studiu i podszedł do Mike’a, a następnie przytulił go od tyłu. On przekręcił się niezdarnie w jego ramionach i usiadł na blacie od umywalki. Chester uśmiechnął się szelmowsko i pochylił się nad jego szyją, i… zrobił mu malinkę. Shinoda spojrzał na niego z oburzeniem i już miał się odezwać, kiedy jego ukochany zatkał mu usta pocałunkiem. Dosyć brutalnie wcisnął swój język między wargi młodszego i gładził nim jego podniebienie. Mimo, iż jego parter był nieco oburzony jego gwałtownym zachowaniem oddał mu się całkowicie.
                Po jakimś czasie Bennington odsunął swoją twarz od jego i uśmiechnął się. Chwycił jego dłoń i pociągnął go za sobą mówiąc:
                -Choć, bo zaczną nas szukać…
                Wyciągnął rękę, by nacisnąć klamkę, jednak drzwi okazały się być… otwarte. Spojrzał na nie z niepokojem, jednak nie odezwał się ani słowem i poprowadził za sobą niczego nie świadomego kochanka.
                Szybko dotarli do ‘salonu’ i zastali siedzących na kanapach chłopaków. Jednak coś było nie tak. O dziwo wszyscy milczeli, a w powietrzu unosiła się spięta atmosfera. Para popatrzyła na nich z niepokojem. Po chwili odezwał się Joe:
                -Macie nam może coś do powiedzenia?
                -Nie…- odparł ostrożnie Chester.
                -To dziwne, prawda? Mike, pomimo że rozwiódł się prawie pół roku temu ciągle chodzi wesoły, na jego ciele pojawiają się wciąż nowe malinki. Oboje rozwiedliście się w podobnym czasie i zamieszkaliście razem- powiedział Dave.
                -Przestańcie nas w końcu okłamywać, widziałem was przed chwilą! Jak długo mieliście zamiar trzymać to w sekrecie przed nami?- dodał Rob.
                Ches spojrzał na Shinodę. Nie wiedzieli co mają powiedzieć, ani czego się spodziewać. Liczyli na tolerancję ze strony swoich przyjaciół. Złapali się mocno za ręce i patrzyli sobie w oczy zadając sobie to jedno, dręczące pytanie: Co dalej?
                -Wspólnie doszliśmy do wniosku, iż musicie zdecydować. Albo zespół, albo… wasz związek- odezwał się Brad.
                Oboje spojrzeli na niego jak na wariata. Jak mógł kazać im wybierać? Przecież to jest niedorzeczne. Zawsze byli przyjaciółmi, trzymali się razem i teraz to wszystko ma się skończyć.
                -Żartujesz- szepnął Chazzy.
                -Nie, Chester. Wybieraj, teraz.
                Mike spojrzał na niego z lękiem. Czyli teraz to wszystko się skończy. Te siedem miesięcy pójdzie w zapomnienie, był tego pewien. Bał się tego pożegnania, ale przecież to JEGO decyzja…
                Jego ukochany spojrzał na niego smutno. Ujął jego twarz w dłonie i złożył na jego ustach delikatny, lecz długi pocałunek. Chciał zapamiętać smak jego pełnych ust. Nie chciał się z nim rozstawać, jednak nie potrafił pozostawić zespołu, który kochał.
                -Będzie mi tego brakowało, Mikey… Przepraszam cię- wyszeptał załamującym się głosem Bennington.
                Nie wierzył w to, co się działo. On naprawdę chciał to wszystko przekreślić? Wymazać z pamięci przez głupi brak tolerancji? Spojrzał w jego oczy doszukując się jakiegokolwiek znaku, świadczącego o tym, iż to był żart. Jednak tego nie znalazł.
                The Glue odsunął się od niego i spojrzał z nienawiścią na resztę chłopaków z zespołu. Nienawidził tego co zrobili. Nigdy im tego nie wybaczy.
                -Gratuluję, właśnie zniszczyliście moje życie- syknął- tego chcieliście? Proszę bardzo, macie! Zepsuliście miłość mojego życia! A ty- zwrócił się do byłego kochanka- jak mogłeś złamać obietnicę? Mówiłeś, że będziesz ze mną, choćby nie wiem co. „Z całego swojego serca. Od zawsze, na zawsze”. Pamiętasz te słowa? Przypominasz sobie moment, w którym je wypowiedziałeś? Ja doskonale to pamiętam, Chester. Nie wiem, co takiego się stało, że nagle chcesz to wszystko cofnąć, ale wiedz, że ja NIGDY nie przestałem cię kochać. I będę cię darzył tym uczuciem, aż do usranej śmierci- wyrzucił z siebie, po czym dodał- i nie oczekujcie mnie tutaj. Żegnam się z wami ostatecznie, raz na zawsze. Nie zobaczycie mnie już nigdy. Chyba, że łaskawie przyjdziecie na mój bliski pogrzeb… Umrę.
                Ostatni raz spojrzał na nich, a jego wzrok zatrzymał się dłużej na ukochanym. Wykrzywił wargi w gorzkim uśmiechu i upuścił studio szybkim krokiem.
                Słowa pół-japończyka dotarły do nich dopiero po jakimś czasie. Nie było to sekundy, tylko kilkanaście długich minut, podczas których wpatrywali się drętwo w drzwi, w których niedawno stał ich przyjaciel.
                Dopiero po tym czasie Bennington oprzytomniał. Rzucił się biegiem, próbując znaleźć Michaela. Jedynym pomysłem jaki mu przyszedł do głowy, to ich dom. Jak najszybciej tylko mógł, dotarł tam. Nerwowo otworzył drzwi i wbiegł do kuchni. Nikogo nie było. W sypialni, salonie, korytarzu. Została tylko łazienka…
                Pośpiesznym krokiem wszedł do tego właśnie pomieszczenia. Obawiał się tego co ujrzy, ale mimo wszystko zamaszystym ruchem otworzył drzwi. Nie mógł uwierzyć w to, co tam zastał. Mike, jego ukochany Mike, siedział na ziemi oparty o ścianę w kałuży krwi, sączącej się z jego porozcinanej ręki. W dłoni trzymał żyletkę. Chester padł przy nim na kolana i krzyknął:
                -Przestań!
                -Patrz, tu jest siedem rozcięć, jak siedem miesięcy i siedem słów pożegnania, które usłyszałem i ciebie- zaśmiał się cicho i boleśnie w odpowiedzi.
                -Błagam cię, nie…- szepnął Bennington.
                -Taka jest kolej rzeczy. Wyrwałeś me serce, teraz się wykrwawiam…
                -Przepraszam, ja nie chciałem, ja… Myślałem, że to wszystko się ułoży, że i tak będziemy razem… Nie chciałem poświęcać tego zespołu…
                -I wolałeś poświęć mnie… Moje życie.
                -Mike, proszę… Zrobię wszystko… Gdybym tylko mógł cofnąć czas…
                Shinoda w odpowiedzi oparł głowę o ramię ukochanego i szepnął błogo:
                -Kocham cię, Chazzy…
***
                -Mikey? Co robisz?- rozległ się w domu głos.
                -Przeglądam twoje zdjęcia… Mógłbyś tu przyjść?- dało się słyszeć odpowiedź z salonu.
                Trzydziestosiedmioletni Chester Bennington powlókł się w stronę, z której dochodził głos. Usiadł na kanapie obok jego właściciela i spojrzał na trzymany w jego rękach album ze zdjęciami. Miał on nalepioną karteczkę z napisem „Mikey i Ja”. Na sam ten widok jego oczy zaszkliły się, jednak szybko to ukrył, mrugając kilkakrotnie.
                -Nigdy nie widziałem tego albumu… Mógłbyś mi opowiedzieć o tym Mike’u?
                Mężczyzna westchnął i wziął przedmiot z jego rąk. Otworzył go na jednej ze stron. Było to akurat zdjęcie ukazujące ich obu w swoich objęciach. Wpatrywali się w siebie zakochani, nie świadomi tego, co zgotował im los. Wskazał palcem na czarnowłosego i powiedział:
                -To jest Michel Kenji Shinoda. Mój najlepszy przyjaciel. Mieliśmy razem zespół, Linkin Park… Ja, On, Brad, Rob, Joe i Dave.
                -A czy byliście znani?
                -Cholernie znani. Kiedyś puszczę ci nasze płyty- na chwilę się zamyślił- Bardzo go kochałem. Byliśmy ze sobą przez siedem miesięcy, aż do pewnego… incydentu. Chłopacy z zespołu dowiedzieli się o wszystkim i kazali mi wybierać. Albo zespół, albo nasz związek. A ja byłem tak naiwny i myślałem, że jeśli powiem, iż wybieram zespół to uda mi się obie te rzeczy pogodzić… Ale ON tego nie wytrzymał. Wybuchł przy nas i powiedział co o tym wszystkim myślał. I ja w duchu się z nim zgodziłem. I wtedy… on odszedł. Ja ocknąłem się dopiero po dłuższym czasie i pobiegłem za nim. Znalazłem go całego zakrwawionego, w łazience, w naszym domu. Przepraszałem go, błagałem, by mnie nie opuszczał… Ale odszedł. Jego ostatnie słowa to „Kocham cię, Chazzy…”. Codziennie modlę się do Boga, by miał go w opiece i by pozwolił mi go zobaczyć po śmierci. Tak bardzo go kochałem… kocham. Nigdy sobie nie wybaczę tego jak go potraktowałem. Mam nadzieję, że ty będziesz szczęśliwy synku… Dziś mija dziesięć lat od kiedy go nie ma…
                Piętnastolatek przytulił swojego przybranego tatę do siebie i pozwolił mu się wypłakać. Nigdy mu o tym nie opowiadał i w sumie mu się nie dziwił. Współczuł z całego serca jemu i jego ukochanemu. Nienawidził tych ludzi, przez których to wszystko tak się potoczyło. Nigdy im tego nie wybaczy, obiecał to sobie. A także to, że kiedyś ich odnajdzie. Wyrządzili mu wielką krzywdę, o tak. Jednak nie na to czas teraz. W chwili obecnej musi się zająć swoim płaczącym tatą…
***
                Wszystko miało być bajką, nie było. Skończyło się tragicznie, bo samobójstwem. A stało się tylko i wyłącznie przez ludzką zawiść i nietolerancję. Ludzie nie rozumieją odmienności, nie pojmują potęgi miłości. To dla nich z trudne, bo w końcu nie jest przyziemne. Jest to coś niezrozumiałego, czego rozum nie potrafi pojąć…
                Szkoda, że w przypadku Chestera i Mike’a historia się tak potoczyła. Przecież wszystko mogło się zakończyć inaczej… Jednak wyszło jak wyszło, Bennington czasu nie cofnie, choćby chciał. Niedługo po śmierci ukochanego przeprowadził się do Phoenix i adoptował syna. Nazwał go Mike. Pomime lat i upływu czasu nigdy nie zapomniał o swojej miłości. Ona została w jego sercu na zawsze. Do końca…

***
Mam nadzieję, że wam się spodobało. Czekam na wasze opinie w komentarzach. Ostatnio mało osób się udziela. To trochę smutne, bo wydaje mi się, że nikt tego nie czyta...
Więc proszę was bardzo komentujcie, oceniajcie no i czekajcie na następny rozdział : )
Pozdrawiam,
Justyna : )