Miałam napisać wczoraj... Przepraszam! Po prostu niedawno wróciłam, w piątek miałam konkurs a wczoraj odsypiałam i takie tam... No i całkowicie wyleciało mi to z głowy.
Ale jestem już z nowym, piątym rozdziałem :) Mam już na brudno napisaną kolejną miniaturkę-bennodę :)
Jeśli chcecie to mogę ją niedługo dodać :)
No cóż, nie zanudzam już i zapraszam na nowy rozdział :)
***
-Chester, proszę Cię! Ja już
nie dam rady dalej iść!- jęczałam.
Usiadłam na ławce obok i złapałam się za brzuch. Super, jeszcze kolkę złapałam!
Skrzyżowałam ręce na piersiach i powiedziałam:
-Nigdzie nie idę.
-Oj, proszę cię! Jeszcze tylko ten sklep!
-Przy każdym to mówisz. A w żadnym nic nie było.
-Oj, choć i nie marudź- powiedział i pociągnął mnie za rękę.
Weszliśmy do małego i dość ciasnego sklepu o nazwie „Rock&Metal”. Półki po
prawej stronie zajmowały glany i martensy. Po środku stał regał z pieszczochami
i innymi takimi rzeczami. Po lewej z kolei stronie były ubrania. Kasa była na
samym końcu. Poczułam szarpnięcie w ręce i już stałam przy półce z butami.
Bennington zaszedł mnie od tyłu i szepnął z ironią:
-Nic tu nie ma, prawda?
Uśmiechnęłam się i zaczęłam się przyglądać obuwiu. Bardziej interesowały mnie
glany więc martensy całkowicie olałam. Najbardziej spodobały mi się czarne do
kolan. Zdjęłam je z półki i usiadłam na stołku by je przymierzyć. Były idealne:
nie za duże, ale też nie za małe. Zdjęłam je i położyłam obok siebie.
-Nie podobają ci się?- usłyszałam zawiedziony głos Chestera.
-NIE! To znaczy… Są świetne, idealne- zareagowałam szybko.
On tylko się uśmiechnął, zapakował je i położył na ladzie. Chciałam się
odezwać, zaprotestować, ale on tylko się zaśmiał i pociągnął mnie do kolejnego
regału. Zaczął szperać w ubraniach i rzucił mi spodnie i bluzkę.
-Mam iść do przymierzalni?- spytałam.
-Nie, możesz przebrać się tutaj!- sarknął.
Pokazałam mu że ma coś nie tak z głową i poszłam do przymierzalni. Okazało się,
że dostałam od niego do ubrania podarte czarne rurki i czarną bluzkę z jednym
rękawem z t-shirt’u. Ona też była podarta. Szybko się przebrałam i wyszłam.
Okręciłam się dookoła jak modelka i stanęłam przed uśmiechniętym Chesterem.
-Pięknie!- krzyknął.
Uśmiechnęłam się i poszłam przebrać się z powrotem. Złożyłam ubrania w kostkę i
już chciałam je odłożyć na półkę, ale szatyn wyrwał mi je i położył obok butów.
-CHESTER! Co ty do diaska robisz?- nie wytrzymałam.
-Och, nie marudź. Choć, tu jest jeszcze jeden regał- odparł i zaczął przeglądać
pieszczochy.
Przewróciłam oczami i do niego podeszłam. Również zaczęłam przerzucać wszystko co
było w koszyku. Po jakimś czasie natrafiłam na taką która mi się podobała. Przymierzyłam
ją i okazało się, że była idealna. Uśmiechnęłam się triumfalnie i pokazałam
Chesterowi.
-Świetna! Choć już do kasy- stwierdził i podał wszystko kasjerce.
Otworzyłam torebkę i pogrążyłam się w szukaniu pieniędzy. Znalazłam wszystko
oprócz nich. W końcu znalazłam to czego szukałam i wyciągnęłam by położyć na
ladę, kiedy usłyszałam wesoły głos młodej kobiety:
-Dziękuję za zakupy, zapraszam ponownie.
Spojrzałam zdezorientowana na mojego towarzysza, który uśmiechał się do mnie
głupio. Pokręcił bezradnie głową i wyciągnął mnie ze sklepu. Torebka zsunęła mi
się z ramienia i upadła na ziemię. Schyliłam się by ją podnieść, ale w tym
samym czasie zrobił to Chester. Nasze spojrzenia spotkały się, a dłonie
zetknęły na pasku od torebki. Po moich plecach przebiegł dreszcz. Szybko
podniosłam torebkę i zarumieniona wstałam. Wyciągnęłam rękę z pieniędzmi w
stronę szatyna, który automatycznie wyprostował
się udając, że nic się nie stało.
-Żartujesz sobie?- oburzył się- To dla ciebie!
-Nie przyjmę tego!
-Musisz!
-Niby dlaczego?
-Bo… Bo ja cię proszę.
Uniosłam brwi do góry i machnęłam znacząco banknotami. On tylko wziął je i
wsadził z powrotem do mojego portfela. Tupnęłam ze złości nogą i usiadłam
obrażona na ławce. Skrzyżowałam ręce na piersiach i postanowiłam się do niego
nie odzywać. Co on sobie w ogóle wyobraża? Nie mam zamiaru przyjąć tego od
niego! Nie wiem co on sobie w ogóle pomyślał? Że kupi mi coś i wszystko będzie
super? W sumie to nie powinien wiedzieć, że wiem o wszystkim, ale coś czuję, że
próbuje zmydlić mi oczy. Rzuciłam mu jeszcze tylko obrażone spojrzenie i
całkowicie się od niego odwróciłam. Usłyszałam mruknięcie w stylu: „No weeeeź”,
a następnie poczułam jak ktoś zmusza mnie bym wstała. Odwróciłam się i
spojrzałam gniewnie w jego oczy. Miałam ochotę mu wszystko wygarnąć, ale
przecież sama nie jestem w porządku wobec niego. Okłamałam go mówiąc, że nic
nie wiem. Nie przypuszczałabym, że to wpłynie na naszą wspólną przyszłość. W
końcu to nic nie zmieni. Przynajmniej teraz tak myślę. Tylko dlaczego to
wszystko musi być takie skomplikowane? Dlaczego los musi wymuszać na nas
kłamstwa? Okłamujemy siebie nawzajem tylko po to by nie zranić drugiej osoby, a
właśnie w ten chory sposób to robimy. Nie rozumiem już sama siebie, nie wiem co
robię. Jednocześnie chcę wszystko wykrzyczeć mu w twarz, a jednocześnie mam
wszystkiego dość i najchętniej zaszyłabym się gdzieś, gdzie nikt mnie nie
znajdzie. Czuję, że spod powiek wypływa niechciana łza. Chcę ją szybko otrzeć,
tak, żeby Chester tego nie zobaczył. Po raz kolejny wyjdę na idiotkę panikującą
z byle powodu. Nie chcę, nie chcę, nie chcę! Losie, daj mi w końcu spokój, ja
chcę normalnie żyć!
Próbuję podnieść rękę lecz nie mam siły. Nie potrafię się zdobyć na nic innego
oprócz płaczu. I właśnie wtedy poczułam, jak Bennington otarł moją twarz i
przytulił mocno do siebie. Zaczął mnie spokojnie kołysać, a ja powoli się
uspokajałam. Już wszystko było w porządku, już byłam w stanie się odezwać, kiedy
dotarł do mnie zapach jego perfum. Ten sam co tamtego wieczora. Wszystko mi się
przypomniało, nie mogłam wytrzymać tego napięcia. Odepchnęłam go od siebie,
wprawiając go w zdziwienie. Rzuciłam na ziemię moją torebkę i powiedziałam:
-Przepraszam, ja… Ja muszę się przejść.
I zerwałam się biegiem. Chciałam uciec od wszystkich problemów, od tych
wszystkich kłamstw którymi się otaczam. Biegłam przed siebie, nie widząc nic
oprócz odległego celu: nikąd. Biegłam do nikąd, tam gdzie nikt mnie nie
znajdzie, tam gdzie nie usłyszę nikogo, tam gdzie będę sama. Nie docierały do
mnie krzyki przechodniów wyrażających swoje oburzenie moim zachowaniem. Nie
widziałam zmartwionego spojrzenia chłopaka siedzącego na ławce, nie usłyszałam
pytania o to czy wszystko w porządku zadanego przed staruszkę karmiącą gołębie.
Czułam pustkę. W sercu, w głowie, w ciele. Nie czułam siebie, wydawało mi się,
że mnie nie ma. Ale czyż nie o to mi chodziło? Żeby choć na chwilę stąd
zniknąć? Właśnie tak, właśnie to miałam na myśli. I jestem z tego powodu
zadowolona. Nie słyszę, nie widzę, nie myślę, nie czuję. Biegnąc wpadłam na
kogoś, ale całkowicie to zignorowałam. Bo co mi to da? Podejdę, przeproszę i co
powiem? Że zakochałam się i nie wiem co z tym zrobić? Że okłamuję sama siebie,
że wszystko jest w porządku? Nie, nie powiedziałabym tego. Dlatego też
pobiegłam dalej, pozostawiłam to za sobą. Jak wszystko co istniało. W końcu
wbiegłam do lasu. Dookoła były tylko drzewa. Biegłam na ślepo, w losowo wybrany
kierunek. Wciąż uciekałam. Uciekałam przed goniącą mnie rzeczywistością.
Liczyłam na to, że uda mi się uciec, ale się przeliczyłam. Biegnąc, nie
zauważyłam wystającej gałęzi. Stało się nieuniknione: runęłam do przodu jak
długa. Upadłam prosto w leżące na ziemi igły, szyszki i patyki. Co dziwne, nie
bolało tak bardzo. Leżałam tak i nie podnosiłam się. Starałam się zostać w
właśnie takiej pozycji i nie myśleć. Jednak nie długo potem usłyszałam kroki.
Nie miałam siły podnieść głowy by sprawdzić kto to. Nie obchodziło mnie to
szczerze mówiąc, nawet jeśli miałby to być morderca. Poczułam jak ktoś
przewraca mnie na plecy. Ujrzałam parę niebieskich oczu i tylko je. Nie udało
mi się wychwycić żadnego innego szczegółu spod kaptura. Widziałam je tylko
dlatego, że błyszczały dziwnym i w dodatku znajomym blaskiem. Nie potrafiłam
sobie przypomnieć kto miał takie oczy.
-No proszę. Nie myślałem, że się ponownie spotkamy- usłyszałam ociekający kpiną
męski głos.
Właśnie wtedy zrozumiałam w jakie kłopoty się wpakowałam. Chłopak zdjął kaptur
i wtedy go ujrzałam: Takie same blond włosy i ten sam wyraz twarzy na mój
widok. Obrzydzenie i pogarda. Tylko to potrafiłam wyczytać z jego oczu.
Chciałam uciec, jednak nie miałam siły by się podnieść. Zdołałam tylko
wyszeptać:
-Daniel…
Spojrzał na mnie z wyższością i powiedział:
-Witaj znowu Julka. Jak to miło, że po tych pięciu latach znów mogę cię
zobaczyć. I jak ci się układa? Mam nadzieję że jak najgorzej, bo nie
zasługujesz na nic co dobre. Jesteś nieudacznikiem życiowym i zapamiętaj to
sobie. Nikt cię nigdy nie zechce i nie licz, że ktokolwiek się zmartwi jak
zginiesz. Bo zginiesz i to marnie.
Nie bałam się. Wiedziałam, że nikt mi już nie pomoże, więc po co się miałam
stresować jakimś głupim strachem? Co z tego, że właśnie spotkałam swój koszmar
z dzieciństwa? Że spotkałam chłopaka, który mnie pobił i nie wiadomo co jeszcze
chciał zrobić? Teraz nic mnie nie obchodziło, martwiła mnie tylko jedna rzecz.
Mianowicie to, że nie powiem Chesterowi przed śmiercią wszystkiego. Starałam
się zagłuszyć natrętne myśli, ale one, jak to natrętne myśli, trzymały się mnie
jak rzep psiego ogona.
Poczułam, jak Daniel podniósł mnie i zaczął gdzieś nieść. Nie chciałam o nic
pytać, bo jeszcze bym tylko pogorszyła sprawę… W sumie gorzej nie może być.
Albo raczej nie powinno. Jednak lepiej nie ryzykować, w końcu to świr, nigdy
niewiadomo co mu wpadnie do głowy. Spróbowałam zorientować się w okolicy,
jednak było to nie możliwe. Chłopak jedną ręką odwrócił moją głowę i przycisnął
do swojego torsu. Nie chciałam się wyrywać, w sumie było mi wtedy obojętne co
się ze mną stanie. I tak i tak mam zginąć, czym się tu martwić. Mimo wszystko,
mózg zaczął mi podsuwać plany ucieczki. Mogłabym… Albo…
NIE! DAJ SOBIE SPOKÓJ! TO NIC NIE DA!- zrugałam się w myślach.
Próbowałam spokojnie oddychać, ale jednak mój oddech był przyśpieszony. W
końcu, poczułam, jak ten psychopata odkłada mnie na ziemię. Znajdowaliśmy się
przy małym domku. Wszedł do niego na chwilę, a następnie wrócił ze scyzorykiem.
Czyli nie umrę za szybko. Zamknęłam oczy i czekałam, aż zimne żelazo zetknie się
z moją skórą, ale zamiast tego usłyszałam uderzenie. Zacisnęłam mocniej powieki
bojąc się je otworzyć lecz po chwili poczułam jak ktoś mnie podnosi do pozycji
siedzącej. Trzymał mnie delikatnie w swoich ramionach i kołysał powoli próbując
mnie uspokoić.
-Spokojnie Jula… Jestem tu…- usłyszałam głos Chaza.
-Chester? Jak mnie znalazłeś?
-Pobiegłem za tobą.
Przytuliłam go mocno i wyszeptałam:
-Dziękuję… dziękuję…
-Nie uciekaj mi tak więcej- skarcił mnie.
-Nie będę…
Byłam tak szczęśliwa. Znalazł mnie! Uratował! To było wszystko o czym wtedy
marzyłam. Przeżyć. I najwidoczniej ktoś nie chciał, żeby moje życie dobiegło do
końca. Wstaliśmy i ruszyliśmy powoli do domu. Po chwili mój towarzysz wręczył
mi moją torebkę. Uśmiechnęłam się do niego, a resztę drogi spędziliśmy w ciszy.
***
Od tego zdarzenia minął prawie tydzień. W sumie jestem tu już od dwóch tygodni.
Zastanawiam się co mnie tu jeszcze trzyma. W sumie to nic, ale bardzo zżyłam
się z chłopakami. Są wspaniałymi przyjaciółmi. Mike, mój „tato” i Chester…
Najwspanialszy mężczyzna na świecie. Cieszę się, że ich poznałam, bo dużo
wnieśli do mojego życia. Dzięki nim, pozbyłam się niektórych problemów i
zmierzyłam się w pewnym stopniu z przeszłością. Właściwie sama nie wiem co się
stało z Danielem. Nie widziałam go do tej pory i tyle mi wystarczy. Mam
nadzieję, że go więcej nie spotkam.
Teraz siedzę przed komputerem, ponieważ zabrałam swojego laptopa ze sobą.
Włączyłam komunikator i z ulgą stwierdziłam, że nikt do mnie nie napisał.
Włączyłam muzykę i zaczęłam jej słuchać. Po jakimś czasie, poszłam na chwilę do
toalety, zostawiając laptopa na łóżku. Gdy wróciłam, wydawało mi się, że ktoś
go ruszył. Wyrzuciłam tą myśl ze swojej głowy i usiadłam wraz z przedmiotem na
kolanach.
Po chwili ktoś do mnie napisał:
„Cześć”
Nie znałam tego identyfikatora, ale mimo wszystko odpisałam:
„Hej, z kim mam przyjemność pisać?”
„Jestem… Liam”
„Nie znam żadnego Liam’a…”
„Znasz mnie i to nawet bardzo dobrze”
„No cóż, nie ważne”
„Co u ciebie?”
„Ostatnio w wszystko w porządku, a u ciebie?”
„Tak samo”
„Skąd jesteś?”
„Ze Stanów…”
„I tak dobrze mówisz po polsku?”
„Nie pamiętasz zakładu?”
„Chester…?”
Wpatrywałam się tępo w ekran i nie mogłam się na nic zdobyć. Po chwili
usłyszałam głos:
-No to jak? Wygrałem?
-Tak…
Uśmiechnął się łobuzersko i usiadł obok mnie. Objął mnie ramieniem i
powiedział:
-No to będzie ciekawie…
***
Mam nadzieję, że się wam spodobało :)
Piszcie sowje opinie w komentarzach, bo to jak już mówiłam motywuje :)
W przeciągu tygodnia powinno pojawić się coś nowego, tylko powiedzcie czy chcecie tą nową miniaturkę :)
Pozdrawiam,
Justyna ^_^
niedziela, 19 maja 2013
wtorek, 7 maja 2013
Lie
Dawno nie pisałam... Nie będę się z tego tłumaczyć, nie ma sensu. O ile nowa nota powinna być na początku marca (przyznam się: cały luty siedziałam w sanatorium) o tyle zdarzyło się trochę rzeczy, które to zmieniły. Ale napisałam coś nowego i chcę to dodać. Nie wiem kiedy pojawi się piąty rozdział. Najwcześniej 17 maja, ponieważ dziś o 19.00 wyjeżdżam na wymianę. Wracam w nocy z czwartku na piątek, a potem 17 maja mam konkurs, więc albo 17 maja wieczór, albo 18 maja... Jeszcze zobaczę :)
Jak na razie zapraszam do tej oto miniaturki bennody, o ile pozostali mi jeszcze jacyś czytelnicy...
Mam nadzieję, że się wam spodoba :)
Jak na razie zapraszam do tej oto miniaturki bennody, o ile pozostali mi jeszcze jacyś czytelnicy...
Mam nadzieję, że się wam spodoba :)
***
Kocham ten moment kiedy on kłamie… Zawsze w ten sam sposób…
-Chester… -mówię.
-Mmm?- mruczy.
-Ujawnijmy się… Proszę… Pogadaj dziś z Talindą…
-Jasne kochanie, dla ciebie zrobię wszystko…
-Mmm?- mruczy.
-Ujawnijmy się… Proszę… Pogadaj dziś z Talindą…
-Jasne kochanie, dla ciebie zrobię wszystko…
Obiecuje mi, że będzie cały mój, że się pobierzemy, jednak
na obietnicach się kończy. Codziennie powtarza się ta sama scena. To się stało
codziennością, stałą…
Kocham go, dlatego też nie mam mu nic za złe. On dla mnie
zawsze będzie moim aniołem, mimo, że do takowego mu daleko. Tylko, że powoli
zaczyna to na mnie ciążyć… Żyje tak jakby nie obchodziło go to, co mogę czuć
przy każdym kłamstwie, które wypowiada.
Kłamstwo… to słowo może brzmieć niewinnie… Jednak dla mnie
nabrało innego znaczenia. Dopóki wmawiam sobie, że w nie wierzę, wszystko jest
w porządku. Codzienne zapewnienia stają się moim tlenem, moją potrzebą, moim…
narkotykiem. Ale nie w tym rzecz, aby żyć na kłamstwie. Bo kiedyś misternie
budowana bariera przed poczuciem żalu, runie. A moja już prawie została
zrównana z ziemią… I w tej kwestii nie mam nic do powiedzenia. Jednak mogę
zmienić coś i w końcu z nim porozmawiać. Może to coś da?
-Chazzy… -zaczynam niepewnie.
-Tak Mikey?
-Rozmawiałeś z Talindą?
-Tak Mikey?
-Rozmawiałeś z Talindą?
Tego pytania się nie spodziewał. Przez myśl by mu nie
przeszło, że zapytam o rzecz tak oczywistą, a jednocześnie tak bolesną. Bo
przecież ja zawsze wierzyłem w to co mówił, lub starałem się by tak było.
Jednak to już koniec. Nie zniosę tego dłużej. Bo dlaczego mam żyć w ciągłej
niedoli przez jego chciwość? Mur runął, kochanie…
-Nie…- szepnął.
-Obiecywałeś… Miliony razy…- w moich oczach czaiły się łzy.
-Obiecywałeś… Miliony razy…- w moich oczach czaiły się łzy.
Znałem go za dobrze, by nie wiedzieć co teraz myśli, czy też
zamierza. Jednak nie zabroniłem mu tego. Posłusznie czekałem, aż stanie się to
na co czekałem: Chester przybliżył się do mnie ujmując moją twarz w dłonie.
Czułem na sobie jego oddech. Łzy opuściły oczy i teraz toczyły się po moich
policzkach po to, by zostały one scałowane przez Benningtona.
Spojrzał mi w oczy i pocałował mnie. Jednak ja pozostawałem
nieczuły. Spuściłem wzrok by nie musieć na niego patrzeć. Bałem się powiedzieć
to, co chciałem…
-Mikey…
-Nie Ches. Już podjąłem decyzję. Dopóki twoje obietnice nie zostaną spełnione nie ma i nie będzie nas.
-Nie Ches. Już podjąłem decyzję. Dopóki twoje obietnice nie zostaną spełnione nie ma i nie będzie nas.
Popatrzył na mnie szukając cienia uśmiechu zdradzającego, iż
to co przed chwilą powiedziałem było żartem. Ale tego nie znalazł. Jego oczy
zaszkliły się. Przytwierdził mnie do ściany i spojrzał na mnie błagalnie. Kiedy
nie zareagowałem pocałował mnie tak jakby miał to być ostatni raz, po czym
odszedł bez żadnego słowa pożegnania.
***
Dwa miesiące. Od tak długiego czasu me serce już nie bije.
Reszta ciała jeszcze jakoś ciągnie, ale od kiedy Chester mnie zostawił wszystko
straciło sens. Dusza bezskutecznie usiłuje się wyrwać do niego, a serce… Ono było,
jest i zawsze będzie przy nim.
Zastanawiam się, czy tak jest lepiej. Oczywiście, że nie.
Dlatego siedząc w zaciemnionej uliczce trzymam w ręce mój bilet do szczęścia- o
wiele za dużą porcję narkotyków. Mój cel? Przedawkować. Po to by zejść z tego
świata, w którym nic mi już nie pomoże.
Drżącymi dłońmi próbuję otworzyć torebkę, ale po chwili
ląduje ona na ziemi wysypując całą zawartość. Nienawidzę tego kto to zrobił.
Odwracam głowę tylko po to by wydrzeć się na jakiegoś mężczyznę:
-CO TY ZROBIŁEŚ?!?
-Uratowałem ci życie, skarbie- łagodny głos Chaza wyprowadził mnie z równowagi.
-Uratowałem ci życie, skarbie- łagodny głos Chaza wyprowadził mnie z równowagi.
Co on tu robi? Przecież on mnie zostawił. Z-O-S-T-A-W-I-Ł!
Nie dowierzając patrzę na klękającego przy mnie mężczyznę. Jak to możliwe? Po
moich policzkach ciekną łzy, a on? On się uśmiecha, niemal śmieje.
-Idź do swojej żony. W końcu to ją wolisz…- rzucam kąśliwą
uwagę.
-Nie mam żony- zaśmiał się przybliżając się do mnie.
-Nie mam żony- zaśmiał się przybliżając się do mnie.
Spojrzałem mu w oczy nie mogąc uwierzyć w to co słyszałem.
On tylko pokręcił ze śmiechem dłonią i położył dłoń na moim policzku. Zaraz po
tym złączył nasze usta w pocałunku.
-Przepraszam, Mikey. Ja… nie mam żadnego wytłumaczenia na
swoje zachowanie. Ale teraz… jestem cały twój skarbie- wyszeptał.
Byłem taki szczęśliwy. Odzyskałem swoją miłość, moje serce,
moje życie…
***
-Panie Bennington, nie było pana przez 2 miesiące, przez
rzekome problemy zdrowotne, co się z panem działo?- spytała dziennikarka.
Popatrzyłem na Chaza. Właśnie udzielaliśmy całym zespołem
wywiadu dla prasy. Mimo iż modliłem się, by to pytanie nie padło, to stało się
to czego się obawiałem. Znów przypomniały mi się te jego wszystkie załamane
obietnice ujawnienia się…
-Ja… przeprowadzałem rozwód- usłyszałem odpowiedź. Czyżby
zamierzał powiedzieć o wszystkim?
-Jak to: rozwód?
-Od miesiąca nie jestem już żonaty.
-Dlaczego postanowił się pan rozwieść? Przecież byliście takim szczęśliwym małżeństwem.
-Od dawna się między nami nie układało.
-A może powodem nie były kłótnie, tylko w życiu pana lub pana żony pojawił się jakiś mężczyzna czy też kobieta?
-Rzeczywiście, jest pewien mężczyzna, dla którego…
-Czyli to znaczy, że żona pana zdradziła?
-Jak to: rozwód?
-Od miesiąca nie jestem już żonaty.
-Dlaczego postanowił się pan rozwieść? Przecież byliście takim szczęśliwym małżeństwem.
-Od dawna się między nami nie układało.
-A może powodem nie były kłótnie, tylko w życiu pana lub pana żony pojawił się jakiś mężczyzna czy też kobieta?
-Rzeczywiście, jest pewien mężczyzna, dla którego…
-Czyli to znaczy, że żona pana zdradziła?
Zaczynałem się powoli bać. Naprawdę zamierzał powiedzieć o
wszystkim? Zagłębiłem się w oparciu kanapy i poczułem, jak mój ukochany wkłada
na moją dłoń pierścionek. Zmarszczyłem brwi, na co on tylko ścisnął mocno moją
dłoń. O co chodzi?
-Nie, to nie tak. Talinda zawsze była w porządku i była
wyrozumiała…
-To co się stało, przecież…
-Niedawno zaręczyłem się. Dokładniej przed minutą.
-To co się stało, przecież…
-Niedawno zaręczyłem się. Dokładniej przed minutą.
I wtedy mnie oświeciło. On w ten sposób mi się oświadczył… W
moim oku zabłyszczała łza. Łza szczęścia. To było tak cudowne. Nie miałem mu za
złe tego, że się mnie nie spytał o zgodę. Doskonale wiedział, że będzie to
spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Chciał wynagrodzić mi wszystkie
krzywdy, chciał być ze mną, na zawsze…
-Jak to? Sam pan powiedział, że w życiu pańskiej żony
pojawił się mężczyzna!
-Zacząłem mówić, a pani mi przerwała- zaśmiał się –powiedziałem, że jest pewien mężczyzna. Ale to nie Talinda straciła dla niego głowę… tylko ja.
-Co pan ma przez to na myśli? I o co chodzi z tymi zaręczynami?
-Przed chwilą spełniłem marzenie najbliższej mi na świecie osoby i się z nią zaręczyłem.
-Ale przecież od dłuższego czasu siedzi pan wraz całym zespołem na kanapie i udziela nam wywiadu, nie mógł pan…
-Moim narzeczonym jest Mike.
-Zacząłem mówić, a pani mi przerwała- zaśmiał się –powiedziałem, że jest pewien mężczyzna. Ale to nie Talinda straciła dla niego głowę… tylko ja.
-Co pan ma przez to na myśli? I o co chodzi z tymi zaręczynami?
-Przed chwilą spełniłem marzenie najbliższej mi na świecie osoby i się z nią zaręczyłem.
-Ale przecież od dłuższego czasu siedzi pan wraz całym zespołem na kanapie i udziela nam wywiadu, nie mógł pan…
-Moim narzeczonym jest Mike.
Zapadła cisza. Wszyscy wpatrywali się w nas nie wierząc w to
co przed chwilą usłyszeli. Chester odwrócił głowę w moją stronę i starł
kciukiem łzę spływającą po moim policzku. Pochylił się i złożył na moich ustach
pocałunek. Przymknąłem oczy i oddałem go czując się w pewni szczęśliwy.
-Kocham cię –szepnął, po czym się wyprostował obejmując mnie
ramieniem.
Dziennikarka patrzyła na nas jak na wariatów, po czym
spytała:
-A czy możemy zobaczyć rękę z rzekomym pierścionkiem?
Uniosłem prawą dłoń do góry i pomachałem jej nią przed
oczami. Ona zamrugała parę razy nie wiedząc co ma powiedzieć, więc szybko
zakończyła wywiad.
***
-Kocham cię, wiesz?- powiedziałem.
-Wiem. I dlatego nie bałeś się opinii publicznej- uśmiechnął się –ja ciebie też Mikey.
-Wiem. I dlatego nie bałeś się opinii publicznej- uśmiechnął się –ja ciebie też Mikey.
Wywiad został zakończony. A my? Nie chowaliśmy już naszych
uczuć. Zachowywaliśmy się normalnie, tak jak zawsze, nie wstydziliśmy się.
-Ładnie to tak było się mnie nie spytać o zgodę?- zmróżyłem oczy.
-Przecież wiedziałem, że się zgodzisz…
-A skąd ta pewność? - udawałem obrażonego odwracając się.
-Kochanie… No proszę cię…- przytulił mnie od tyłu i pocałował w policzek.
-Przecież wiedziałem, że się zgodzisz…
-A skąd ta pewność? - udawałem obrażonego odwracając się.
-Kochanie… No proszę cię…- przytulił mnie od tyłu i pocałował w policzek.
Przekręciłem się niezdarnie w jego ramionach tak, by stać
przodem do niego. Objąłem go w pasie i pocałowałem. Spełnienie moich
najskrytszych marzeń? Chester Bennington.
***
Mam nadzieję, że przypadło wam do gustu :) Bardzo lubię pisać bennody :)
Jeśli byście chcieli, to po skończeniu 'What I've Done' pojawi się dłuższa bennoda :)
Mam już na nią pomysł :)
No cóż, dziękuję wam za poświęcony czas i liczę na komentarze. Jeśli macie jakieś zastrzeżenia, coś wam się spodobało lub nie - piszcie. Chętnie poznam waszą opinię :)
Życzę wam miłego dnia i serdecznie zapraszam do następnego rozdziału który pojawi się niebawem :)
Mam już na nią pomysł :)
No cóż, dziękuję wam za poświęcony czas i liczę na komentarze. Jeśli macie jakieś zastrzeżenia, coś wam się spodobało lub nie - piszcie. Chętnie poznam waszą opinię :)
Życzę wam miłego dnia i serdecznie zapraszam do następnego rozdziału który pojawi się niebawem :)
Justyna :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)