Miałam napisać wczoraj... Przepraszam! Po prostu niedawno wróciłam, w piątek miałam konkurs a wczoraj odsypiałam i takie tam... No i całkowicie wyleciało mi to z głowy.
Ale jestem już z nowym, piątym rozdziałem :) Mam już na brudno napisaną kolejną miniaturkę-bennodę :)
Jeśli chcecie to mogę ją niedługo dodać :)
No cóż, nie zanudzam już i zapraszam na nowy rozdział :)
***
-Chester, proszę Cię! Ja już
nie dam rady dalej iść!- jęczałam.
Usiadłam na ławce obok i złapałam się za brzuch. Super, jeszcze kolkę złapałam!
Skrzyżowałam ręce na piersiach i powiedziałam:
-Nigdzie nie idę.
-Oj, proszę cię! Jeszcze tylko ten sklep!
-Przy każdym to mówisz. A w żadnym nic nie było.
-Oj, choć i nie marudź- powiedział i pociągnął mnie za rękę.
Weszliśmy do małego i dość ciasnego sklepu o nazwie „Rock&Metal”. Półki po
prawej stronie zajmowały glany i martensy. Po środku stał regał z pieszczochami
i innymi takimi rzeczami. Po lewej z kolei stronie były ubrania. Kasa była na
samym końcu. Poczułam szarpnięcie w ręce i już stałam przy półce z butami.
Bennington zaszedł mnie od tyłu i szepnął z ironią:
-Nic tu nie ma, prawda?
Uśmiechnęłam się i zaczęłam się przyglądać obuwiu. Bardziej interesowały mnie
glany więc martensy całkowicie olałam. Najbardziej spodobały mi się czarne do
kolan. Zdjęłam je z półki i usiadłam na stołku by je przymierzyć. Były idealne:
nie za duże, ale też nie za małe. Zdjęłam je i położyłam obok siebie.
-Nie podobają ci się?- usłyszałam zawiedziony głos Chestera.
-NIE! To znaczy… Są świetne, idealne- zareagowałam szybko.
On tylko się uśmiechnął, zapakował je i położył na ladzie. Chciałam się
odezwać, zaprotestować, ale on tylko się zaśmiał i pociągnął mnie do kolejnego
regału. Zaczął szperać w ubraniach i rzucił mi spodnie i bluzkę.
-Mam iść do przymierzalni?- spytałam.
-Nie, możesz przebrać się tutaj!- sarknął.
Pokazałam mu że ma coś nie tak z głową i poszłam do przymierzalni. Okazało się,
że dostałam od niego do ubrania podarte czarne rurki i czarną bluzkę z jednym
rękawem z t-shirt’u. Ona też była podarta. Szybko się przebrałam i wyszłam.
Okręciłam się dookoła jak modelka i stanęłam przed uśmiechniętym Chesterem.
-Pięknie!- krzyknął.
Uśmiechnęłam się i poszłam przebrać się z powrotem. Złożyłam ubrania w kostkę i
już chciałam je odłożyć na półkę, ale szatyn wyrwał mi je i położył obok butów.
-CHESTER! Co ty do diaska robisz?- nie wytrzymałam.
-Och, nie marudź. Choć, tu jest jeszcze jeden regał- odparł i zaczął przeglądać
pieszczochy.
Przewróciłam oczami i do niego podeszłam. Również zaczęłam przerzucać wszystko co
było w koszyku. Po jakimś czasie natrafiłam na taką która mi się podobała. Przymierzyłam
ją i okazało się, że była idealna. Uśmiechnęłam się triumfalnie i pokazałam
Chesterowi.
-Świetna! Choć już do kasy- stwierdził i podał wszystko kasjerce.
Otworzyłam torebkę i pogrążyłam się w szukaniu pieniędzy. Znalazłam wszystko
oprócz nich. W końcu znalazłam to czego szukałam i wyciągnęłam by położyć na
ladę, kiedy usłyszałam wesoły głos młodej kobiety:
-Dziękuję za zakupy, zapraszam ponownie.
Spojrzałam zdezorientowana na mojego towarzysza, który uśmiechał się do mnie
głupio. Pokręcił bezradnie głową i wyciągnął mnie ze sklepu. Torebka zsunęła mi
się z ramienia i upadła na ziemię. Schyliłam się by ją podnieść, ale w tym
samym czasie zrobił to Chester. Nasze spojrzenia spotkały się, a dłonie
zetknęły na pasku od torebki. Po moich plecach przebiegł dreszcz. Szybko
podniosłam torebkę i zarumieniona wstałam. Wyciągnęłam rękę z pieniędzmi w
stronę szatyna, który automatycznie wyprostował
się udając, że nic się nie stało.
-Żartujesz sobie?- oburzył się- To dla ciebie!
-Nie przyjmę tego!
-Musisz!
-Niby dlaczego?
-Bo… Bo ja cię proszę.
Uniosłam brwi do góry i machnęłam znacząco banknotami. On tylko wziął je i
wsadził z powrotem do mojego portfela. Tupnęłam ze złości nogą i usiadłam
obrażona na ławce. Skrzyżowałam ręce na piersiach i postanowiłam się do niego
nie odzywać. Co on sobie w ogóle wyobraża? Nie mam zamiaru przyjąć tego od
niego! Nie wiem co on sobie w ogóle pomyślał? Że kupi mi coś i wszystko będzie
super? W sumie to nie powinien wiedzieć, że wiem o wszystkim, ale coś czuję, że
próbuje zmydlić mi oczy. Rzuciłam mu jeszcze tylko obrażone spojrzenie i
całkowicie się od niego odwróciłam. Usłyszałam mruknięcie w stylu: „No weeeeź”,
a następnie poczułam jak ktoś zmusza mnie bym wstała. Odwróciłam się i
spojrzałam gniewnie w jego oczy. Miałam ochotę mu wszystko wygarnąć, ale
przecież sama nie jestem w porządku wobec niego. Okłamałam go mówiąc, że nic
nie wiem. Nie przypuszczałabym, że to wpłynie na naszą wspólną przyszłość. W
końcu to nic nie zmieni. Przynajmniej teraz tak myślę. Tylko dlaczego to
wszystko musi być takie skomplikowane? Dlaczego los musi wymuszać na nas
kłamstwa? Okłamujemy siebie nawzajem tylko po to by nie zranić drugiej osoby, a
właśnie w ten chory sposób to robimy. Nie rozumiem już sama siebie, nie wiem co
robię. Jednocześnie chcę wszystko wykrzyczeć mu w twarz, a jednocześnie mam
wszystkiego dość i najchętniej zaszyłabym się gdzieś, gdzie nikt mnie nie
znajdzie. Czuję, że spod powiek wypływa niechciana łza. Chcę ją szybko otrzeć,
tak, żeby Chester tego nie zobaczył. Po raz kolejny wyjdę na idiotkę panikującą
z byle powodu. Nie chcę, nie chcę, nie chcę! Losie, daj mi w końcu spokój, ja
chcę normalnie żyć!
Próbuję podnieść rękę lecz nie mam siły. Nie potrafię się zdobyć na nic innego
oprócz płaczu. I właśnie wtedy poczułam, jak Bennington otarł moją twarz i
przytulił mocno do siebie. Zaczął mnie spokojnie kołysać, a ja powoli się
uspokajałam. Już wszystko było w porządku, już byłam w stanie się odezwać, kiedy
dotarł do mnie zapach jego perfum. Ten sam co tamtego wieczora. Wszystko mi się
przypomniało, nie mogłam wytrzymać tego napięcia. Odepchnęłam go od siebie,
wprawiając go w zdziwienie. Rzuciłam na ziemię moją torebkę i powiedziałam:
-Przepraszam, ja… Ja muszę się przejść.
I zerwałam się biegiem. Chciałam uciec od wszystkich problemów, od tych
wszystkich kłamstw którymi się otaczam. Biegłam przed siebie, nie widząc nic
oprócz odległego celu: nikąd. Biegłam do nikąd, tam gdzie nikt mnie nie
znajdzie, tam gdzie nie usłyszę nikogo, tam gdzie będę sama. Nie docierały do
mnie krzyki przechodniów wyrażających swoje oburzenie moim zachowaniem. Nie
widziałam zmartwionego spojrzenia chłopaka siedzącego na ławce, nie usłyszałam
pytania o to czy wszystko w porządku zadanego przed staruszkę karmiącą gołębie.
Czułam pustkę. W sercu, w głowie, w ciele. Nie czułam siebie, wydawało mi się,
że mnie nie ma. Ale czyż nie o to mi chodziło? Żeby choć na chwilę stąd
zniknąć? Właśnie tak, właśnie to miałam na myśli. I jestem z tego powodu
zadowolona. Nie słyszę, nie widzę, nie myślę, nie czuję. Biegnąc wpadłam na
kogoś, ale całkowicie to zignorowałam. Bo co mi to da? Podejdę, przeproszę i co
powiem? Że zakochałam się i nie wiem co z tym zrobić? Że okłamuję sama siebie,
że wszystko jest w porządku? Nie, nie powiedziałabym tego. Dlatego też
pobiegłam dalej, pozostawiłam to za sobą. Jak wszystko co istniało. W końcu
wbiegłam do lasu. Dookoła były tylko drzewa. Biegłam na ślepo, w losowo wybrany
kierunek. Wciąż uciekałam. Uciekałam przed goniącą mnie rzeczywistością.
Liczyłam na to, że uda mi się uciec, ale się przeliczyłam. Biegnąc, nie
zauważyłam wystającej gałęzi. Stało się nieuniknione: runęłam do przodu jak
długa. Upadłam prosto w leżące na ziemi igły, szyszki i patyki. Co dziwne, nie
bolało tak bardzo. Leżałam tak i nie podnosiłam się. Starałam się zostać w
właśnie takiej pozycji i nie myśleć. Jednak nie długo potem usłyszałam kroki.
Nie miałam siły podnieść głowy by sprawdzić kto to. Nie obchodziło mnie to
szczerze mówiąc, nawet jeśli miałby to być morderca. Poczułam jak ktoś
przewraca mnie na plecy. Ujrzałam parę niebieskich oczu i tylko je. Nie udało
mi się wychwycić żadnego innego szczegółu spod kaptura. Widziałam je tylko
dlatego, że błyszczały dziwnym i w dodatku znajomym blaskiem. Nie potrafiłam
sobie przypomnieć kto miał takie oczy.
-No proszę. Nie myślałem, że się ponownie spotkamy- usłyszałam ociekający kpiną
męski głos.
Właśnie wtedy zrozumiałam w jakie kłopoty się wpakowałam. Chłopak zdjął kaptur
i wtedy go ujrzałam: Takie same blond włosy i ten sam wyraz twarzy na mój
widok. Obrzydzenie i pogarda. Tylko to potrafiłam wyczytać z jego oczu.
Chciałam uciec, jednak nie miałam siły by się podnieść. Zdołałam tylko
wyszeptać:
-Daniel…
Spojrzał na mnie z wyższością i powiedział:
-Witaj znowu Julka. Jak to miło, że po tych pięciu latach znów mogę cię
zobaczyć. I jak ci się układa? Mam nadzieję że jak najgorzej, bo nie
zasługujesz na nic co dobre. Jesteś nieudacznikiem życiowym i zapamiętaj to
sobie. Nikt cię nigdy nie zechce i nie licz, że ktokolwiek się zmartwi jak
zginiesz. Bo zginiesz i to marnie.
Nie bałam się. Wiedziałam, że nikt mi już nie pomoże, więc po co się miałam
stresować jakimś głupim strachem? Co z tego, że właśnie spotkałam swój koszmar
z dzieciństwa? Że spotkałam chłopaka, który mnie pobił i nie wiadomo co jeszcze
chciał zrobić? Teraz nic mnie nie obchodziło, martwiła mnie tylko jedna rzecz.
Mianowicie to, że nie powiem Chesterowi przed śmiercią wszystkiego. Starałam
się zagłuszyć natrętne myśli, ale one, jak to natrętne myśli, trzymały się mnie
jak rzep psiego ogona.
Poczułam, jak Daniel podniósł mnie i zaczął gdzieś nieść. Nie chciałam o nic
pytać, bo jeszcze bym tylko pogorszyła sprawę… W sumie gorzej nie może być.
Albo raczej nie powinno. Jednak lepiej nie ryzykować, w końcu to świr, nigdy
niewiadomo co mu wpadnie do głowy. Spróbowałam zorientować się w okolicy,
jednak było to nie możliwe. Chłopak jedną ręką odwrócił moją głowę i przycisnął
do swojego torsu. Nie chciałam się wyrywać, w sumie było mi wtedy obojętne co
się ze mną stanie. I tak i tak mam zginąć, czym się tu martwić. Mimo wszystko,
mózg zaczął mi podsuwać plany ucieczki. Mogłabym… Albo…
NIE! DAJ SOBIE SPOKÓJ! TO NIC NIE DA!- zrugałam się w myślach.
Próbowałam spokojnie oddychać, ale jednak mój oddech był przyśpieszony. W
końcu, poczułam, jak ten psychopata odkłada mnie na ziemię. Znajdowaliśmy się
przy małym domku. Wszedł do niego na chwilę, a następnie wrócił ze scyzorykiem.
Czyli nie umrę za szybko. Zamknęłam oczy i czekałam, aż zimne żelazo zetknie się
z moją skórą, ale zamiast tego usłyszałam uderzenie. Zacisnęłam mocniej powieki
bojąc się je otworzyć lecz po chwili poczułam jak ktoś mnie podnosi do pozycji
siedzącej. Trzymał mnie delikatnie w swoich ramionach i kołysał powoli próbując
mnie uspokoić.
-Spokojnie Jula… Jestem tu…- usłyszałam głos Chaza.
-Chester? Jak mnie znalazłeś?
-Pobiegłem za tobą.
Przytuliłam go mocno i wyszeptałam:
-Dziękuję… dziękuję…
-Nie uciekaj mi tak więcej- skarcił mnie.
-Nie będę…
Byłam tak szczęśliwa. Znalazł mnie! Uratował! To było wszystko o czym wtedy
marzyłam. Przeżyć. I najwidoczniej ktoś nie chciał, żeby moje życie dobiegło do
końca. Wstaliśmy i ruszyliśmy powoli do domu. Po chwili mój towarzysz wręczył
mi moją torebkę. Uśmiechnęłam się do niego, a resztę drogi spędziliśmy w ciszy.
***
Od tego zdarzenia minął prawie tydzień. W sumie jestem tu już od dwóch tygodni.
Zastanawiam się co mnie tu jeszcze trzyma. W sumie to nic, ale bardzo zżyłam
się z chłopakami. Są wspaniałymi przyjaciółmi. Mike, mój „tato” i Chester…
Najwspanialszy mężczyzna na świecie. Cieszę się, że ich poznałam, bo dużo
wnieśli do mojego życia. Dzięki nim, pozbyłam się niektórych problemów i
zmierzyłam się w pewnym stopniu z przeszłością. Właściwie sama nie wiem co się
stało z Danielem. Nie widziałam go do tej pory i tyle mi wystarczy. Mam
nadzieję, że go więcej nie spotkam.
Teraz siedzę przed komputerem, ponieważ zabrałam swojego laptopa ze sobą.
Włączyłam komunikator i z ulgą stwierdziłam, że nikt do mnie nie napisał.
Włączyłam muzykę i zaczęłam jej słuchać. Po jakimś czasie, poszłam na chwilę do
toalety, zostawiając laptopa na łóżku. Gdy wróciłam, wydawało mi się, że ktoś
go ruszył. Wyrzuciłam tą myśl ze swojej głowy i usiadłam wraz z przedmiotem na
kolanach.
Po chwili ktoś do mnie napisał:
„Cześć”
Nie znałam tego identyfikatora, ale mimo wszystko odpisałam:
„Hej, z kim mam przyjemność pisać?”
„Jestem… Liam”
„Nie znam żadnego Liam’a…”
„Znasz mnie i to nawet bardzo dobrze”
„No cóż, nie ważne”
„Co u ciebie?”
„Ostatnio w wszystko w porządku, a u ciebie?”
„Tak samo”
„Skąd jesteś?”
„Ze Stanów…”
„I tak dobrze mówisz po polsku?”
„Nie pamiętasz zakładu?”
„Chester…?”
Wpatrywałam się tępo w ekran i nie mogłam się na nic zdobyć. Po chwili
usłyszałam głos:
-No to jak? Wygrałem?
-Tak…
Uśmiechnął się łobuzersko i usiadł obok mnie. Objął mnie ramieniem i
powiedział:
-No to będzie ciekawie…
***
Mam nadzieję, że się wam spodobało :)
Piszcie sowje opinie w komentarzach, bo to jak już mówiłam motywuje :)
W przeciągu tygodnia powinno pojawić się coś nowego, tylko powiedzcie czy chcecie tą nową miniaturkę :)
Pozdrawiam,
Justyna ^_^
Zajebisty rozdział! ♥ Tylko już zapomniałam na czym polegał ten zakład ( wiem tylko że Chester miał się nauczyć polskiego) ale mniejsza o to :P A co do one shot'a to jestem jak najbardziej na tak :) Mam nadzieję że szybko dodasz nowy rozdział. Weny życzę. ;)
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest BOSKIE =) Kiedy następna część ?
OdpowiedzUsuńJejku, jakie to jest świetne! Prawie się popłakałam, słuchając pasującej piosenki.. Aww! <3
OdpowiedzUsuń