Okay, new!
Hmm, trochę krótkie. Ale nic. Czwarty rozdział (może) będzie długi.
***
Siedzę
przy oknie i bezmyślnie wyglądam przez okno. Mija kolejny dzień. Kolejny pusty
dzień. W końcu bez niego nic nie ma sensu. Miną tydzień, dwa, a ja wciąż siedzę
w domu i oglądam telewizję. Nic mnie nie obchodzi, wszystko straciło sens.
Jedyne na co mogę się zdobyć to płacz i myślenie i NIM. Tak bardzo chciałbym
móc go przeprosić… Zachowałem się po chamsku, samolubnie. Proszę, daj mi
szansę. Ale ze mnie idiota. To nic nie da. On poszedł i teraz cholera wie gdzie
jest. Gdybym w tedy pomyślał i nie przyszedł na próbę pijany. Ale to nie moja
wina, że wszystko mi się wali na głowę. Mój ukochany mnie nie kocha, nikogo nie
obchodzę, a rodzina mnie olała. To nie jest łatwe. Poszedłem się upić,
zapomnieć. Tylko zapomniałem, że mamy próbę. Kiedy przyjechałem do studia Mike
zrobił mi awanturę. Darł się, że nic się nie zmieniło. Że wciąż jestem taki
sam. Próbowałem się odezwać, ale nie dał mi dojść do głosu. Potem wyszedł.
Wyszedł ze studia i nie wrócił do tej pory. Tak jak ja. Resta chłopaków
próbowała się do mnie odezwać, ale bez skutku. Olewałem wszystko co nie
dotyczyło Mike’a. Mojego ukochanego Mike’a. Nie mogłem sobie darować tego jak
się zachowałem. Miałem ochotę krzyknąć, rzucić czymś, ale po co? To go tu nie
teleportuje, czy coś w tym stylu. Z bezsilności wkładam buty i w t-shirt’cie i
jeansach wybiegam w ciemność, deszcz i wiatr. Biegnąc przed siebie szukam
miejsca, gdzie mógłbym pobyć. Sam, nie sam. Po prostu poczuć, że jeszcze tu
jestem, że cokolwiek czuję. Chcę o nim zapomnieć, ale nie potrafię. W głowie wciąż
widzę jego twarz, a każda rzecz przypominała mi jego.
Wbiegłem do jakiejś ciemnej uliczki, w której przy zielonym kontenerze siedział
skulony mężczyzna w skórzanej kurtce. Nie zwróciłem na niego uwagi i podszedłem
do kontenera i z całej siły kopnąłem w niego. Po okolicy rozległo się coś za
kształt huku, ale ja się tym nie przejąłem. Nagle usłyszałem wystraszony szept:
-Chester?
Odwróciłem się na pięcie. Mężczyzna, który siedział przy moim obiekcie do
wyżycia się, stał wyprostowany i patrzył na mnie. Rozszerzyłem oczy ze
zdziwienia i powiedziałem:
-Mike?
-Posłuchaj, ja… przepraszam. Wiem co się z tobą dzieje, ja to wszystko widzę.
Przepraszam, po prostu boję się, że cię stracę. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale
tak jest. Możesz mnie teraz wyśmiać, ale wiedz jedno…
Nie dane mu było skończyć, bo złapałem go za nadgarstki, przyciskając do ściany
i wpiłem mu się w usta. Byłem tak szczęśliwy, nie mogłem się powstrzymać. Z
trudem oderwałem się od niego, opierając swoje czoło o jego i powiedziałem:
-To ja przepraszam, Mikey.
-Nie masz za co, Chazzy.
Tym razem to on mnie pocałował. Krótko, ale przez ten jeden pocałunek, całe
moje życie nabrało znowu sensu. Złapałem go za rękę i razem odeszliśmy. I mimo,
że deszcz padał i wiał zimny wiatr było nam ciepło. Oboje czuliśmy ciepło drugiej
osoby.
***
Tam-dam!
Dziękuję za komentarze i proszę o dalsze komentowanie. To naprawdę motywuje!
Pozdrawiam, Amyyy^^
poniedziałek, 31 grudnia 2012
003 What I've Done
Kolejny rozdział. Powiem tak: fabuła mi się podoba, ale potem wydaje mi się, że coś jest nie tak. Ale niech będzie. Dodaję dopiero dziś, bo wczoraj miałam... em pewną nie dyspozycję nazwijmy to chorobową. Ale nevermind. Specjalne podziękowania dla Karish i Lama Mucinek, które wspierają mnie psychicznie w pisaniu.
Nie przedłużając, zapraszam na trzeci rozdział, który jest nieco krótszy od innych.
***
Nie przedłużając, zapraszam na trzeci rozdział, który jest nieco krótszy od innych.
***
Minęło pięć dni. Pięć dość monotonnych dni. Nie wydarzyło
się nic na co można by zwrócić uwagę. Wstawałam, jadłam przygotowane przez
nieobecnego Chester’a śniadanie, szłam do pokoju, gadałam z Mike’iem i tyle.
Nie wiem, czy to cisza przed burzą, czy po prostu limit ciekawych zdarzeń
został na długo wyczerpany. Ogółem nic się nie zmieniło, po za faktem, że mogę
już normalnie chodzić. Chociaż jeśli by pomyśleć to na upartego rozmowę z
Chester’em na temat jego nałogu (papierosy) można uznać za jakieś tam
wydarzenie.
Dzisiaj obudziłam się przed nim. Chcę zobaczyć gdzie codziennie wychodzi. Szybko się ubrałam w czerwony top i rurki, i położyłam buty obok łóżka. Wsunęłam się pod kołdrę i udałam, że śpię. Nie minęło pięć minut, a Bennington już się przeciągał. Wstał i wyszedł do łazienki zabierając po drodze ubrania z szafy. Odetchnęłam z ulgą. Nie zauważył, że jestem w ciuchach. Po kwadransie wszedł do pokoju bez bluzki, mrucząc coś w stylu „Znowu zapomniałem koszulki”. Z trudem zamknęłam oczy, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Poczułam jak podchodzi do mnie i całuje mnie w czoło. Po chwili usłyszałam już trzask zamykanych drzwi. Upewniłam się, że go nie ma i wyskoczyłam z łóżka. Włożyłam na nogi czerwone conversy i wybiegłam za nim z mieszkania. Kiedy opuściłam blok, widziałam jak znika za zakrętem. Poszłam w jego ślady, starając się, by mnie nie zauważył. Czułam się dziwnie śledząc go, ale byłam bardzo ciekawa co on takiego robi.
Po niedługim spacerze, ujrzałam nie duży lasek. Szłam krok w krok za Chester’em, tak więc musiałam do niego wejść. Okazało się, że jest on bardzo mały. Po chwili szatyn wyszedł z niego, a ja schowałam się za drzewem. Z tej perspektywy mogłam doskonale obejrzeć okolicę: drzewa układały się w idealne półkole, a po środku było krystalicznie czyste jezioro. Pomiędzy nim a lasem rosła jasnozielona trawa, która pokrywała również skarpę. Właśnie tam usiadł Chester. Przyciągnął do siebie kolana i wyciągnął paczkę papierosów. Ledwo zdążyłam westchnąć z bezsilności, a on już się zaciągał. Wsadziłam ręce do kieszeni i po cichu do niego podeszłam. Stanęłam za nim i powiedziałam:
-Podobno miałeś rzucić to świństwo.
On nagle obejrzał się za siebie i zrobił minę jakby właśnie zobaczył niedźwiedzia w różowej sukience na rowerku. Uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego. W dalszym ciągu był w ogromnym szoku, a ja miałam zamiar zdziwić go jeszcze bardziej. Wyciągnęłam papierosa z paczki, którą trzymał w jednej ręce, a drugiej jego ręki wyciągnęłam zapalniczkę i sama zapaliłam. W tym momencie zaczął się krztusić i spojrzał na mnie jeszcze bardziej zszokowany.
-Podobno to świństwo?- wykrztusił z siebie.
-Oj tam, nie marudź.
Położyłam głowę na jego ramieniu i szepnęłam bardziej do siebie:
-Ładnie tu…
-Spędziłem tu dużo czasu. Od kiedy tylko mieszkam w Los Angeles.
Nie powiedziałam już nic. Poczułam tylko jak jego ręka oplata się wokół mojej talii. Odpłynęliśmy na pół dnia rozmawiając o tym co nam tylko przyszło na myśl. Ocknęliśmy się dopiero wtedy, kiedy skończyły nam się papierosy. Ruszyliśmy po woli do domu. Szliśmy bardzo blisko siebie, a w pewnym momencie poczułam, jak dłoń Chester’a wplata się w moją.
***
-No w końcu jesteście!- usłyszałem w progu drącego się Mike’a.
Jula puściła moją dłoń zajęła się odsznurowywaniem butów. Patrzyłem na nią bezwiednie do czasu kiedy opuściła korytarz. Potem sam zdjąłem obuwie i włożyłem kapcie. Poszedłem do kuchni i zastałem Mike’a w fartuchu. Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale zaraz potem powrócił do gotowania. Usiadłem obok blondynki i grzecznie czekałem na posiłek. Nie zajęło to długo, bo już po pięciu minutach stał przede mną talerz z sałatką.
-Ooo, wegetariańska- ucieszyła się dziewczyna.
Uśmiechnąłem się pod nosem i zabrałem za jedzenie. Po skończonym posiłku, Mike oznajmił:
-Wychodzę i wrócę dość późno. Zachowujcie się.
-Dobrze, mamo- odparła blondynka.
Zaśmiałem się mimowolnie, a brunet tylko na nas spojrzał. Wstał od stołu, pozmywał talerze i zaraz go nie było. Ledwo zamknąłem za nim drzwi, a już rzuciłem się do barku, wyciągając alkohol i rzuciłem się na kanapę. Julia popatrzyła się na mnie krzywo, a ja wyciągnąłem dwa kieliszki. Rzuciłem jej jeden i spytałem:
-To co mała? Pijesz ze mną? Mike nas nie zabije, nic nie widzi.
Ona tylko westchnęła i siadła koło mnie podstawiając mi kieliszek pod nos. Zapowiadał się ciekawy wieczór.
***
Siedzieliśmy już prawie całkowicie spici. Jakimś cudem jeszcze kontaktowałem. Odstawiłem szklankę i spojrzałem na Julę. Wyglądała jak by spała. Zabrałem jej kieliszek i również odstawiłem. Ona tylko opuściła głowę na moje ramię. Pogłaskałem ją po włosach i pomogłem wstać, uznając że trzeba iść spać bo Mike nas zabije. Zarzuciłem sobie jej rękę przez ramię i odholowałem do pokoju. Oparłem ją o ścianę i wróciłem, by wyrzucić pozostałości z mini imprezy. Kiedy wszedłem do sypialni… jej nie było. Rozejrzałem się histerycznie po pokoju i usłyszałem, jak coś się przewraca w szafie. Otworzyłem drzwi, a moja zguba stała w środku uśmiechając się głupio.
-Idź, to moja Narnia!- powiedziała.
Zaśmiałem się i podszedłem do niej. Położyłem dłonie na jej biodrach i oparłem swoje czoło o jej.
-Kotku, to jest szafa, a ty jesteś pijana- szepnąłem.
-Podobam ci się- stwierdziła wyprowadzając mnie z równowagi.
Stałem cały czas w tej samej pozie, patrząc na nią zdziwiony. Ona przybliżyła twarz i kiwnęła głową na potwierdzenie swoich wcześniejszych słów. Patrzyła mi w oczy i… boże, czemu ja dopiero teraz zobaczyłem jakie ma piękne oczy? Piękne zielone oczy. Moja wyobraźnia zaczęła szaleć, umysł wariować, a serce bić jak szalone. Może to dlatego, że się spiłem? Nie wiem, jak na razie nie mogę się powstrzymać. Naparłem na nią, przyciskając ją do ściany i pocałowałem. Ona zarzuciła mi ręce na szyję i oddała pocałunek. I wtedy we mnie coś wybuchło. Zacząłem ją całować nie mogąc się opanować. Trwało to dobry kwadrans, ale oprzytomniałem i oderwałem się od niej. Ona spojrzała na mnie ze smutkiem, aż mi się głupio zrobiło. Pocałowałem ją delikatnie, po raz ostatni i położyłem do łóżka. Sam usiadłem na jego rogu i schowałem twarz w dłoniach. Co ja zrobiłem? Przecież ona jest pijana i na pewno jej na mnie nie zależy, to pod wpływem alkoholu. Tylko jak ja jej spojrzę w oczy? Co ja jej powiem? „Nie, nic się nie stało, tylko się całowaliśmy w szafie”? Hahah, śmieszne. Jestem żałosny. Ona jest młoda, ładna i zapewne ma już chłopaka, a ja wchodzę z butami do jej życia i wszystko niszczę. Na początku zdrowie, potem przyciągam jej najgorsze wspomnienia, potem niszczę jej wiarę w dobrych ludzi obiecując że skończę z papierosami, po raz kolejny zdrowie dając je papierosy, a teraz psychikę jej zrujnuję. Jestem nie dość, że żałosny, to w dodatku beznadziejny. I nagle wpadłem na genialny, przy najmniej w tym momencie pomysł. Nie dowie się. Nigdy.
***
Kurczę, na serio krótko. Ale co mi tam, zaczyna się dziać akcja. W sumie to planuję to do około 10 rozdziałów. Więc, następna (znowu) chyba będzie miniaturka-bennoda. No cóż... dziękuję za komentarze i miłą ocenę. Jeśli cokolwiek jest nie tak, mówcie, ja to zmienię. Proszę was o komentowanie i dziękuję wam, moi czytelnicy!
Dzisiaj obudziłam się przed nim. Chcę zobaczyć gdzie codziennie wychodzi. Szybko się ubrałam w czerwony top i rurki, i położyłam buty obok łóżka. Wsunęłam się pod kołdrę i udałam, że śpię. Nie minęło pięć minut, a Bennington już się przeciągał. Wstał i wyszedł do łazienki zabierając po drodze ubrania z szafy. Odetchnęłam z ulgą. Nie zauważył, że jestem w ciuchach. Po kwadransie wszedł do pokoju bez bluzki, mrucząc coś w stylu „Znowu zapomniałem koszulki”. Z trudem zamknęłam oczy, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Poczułam jak podchodzi do mnie i całuje mnie w czoło. Po chwili usłyszałam już trzask zamykanych drzwi. Upewniłam się, że go nie ma i wyskoczyłam z łóżka. Włożyłam na nogi czerwone conversy i wybiegłam za nim z mieszkania. Kiedy opuściłam blok, widziałam jak znika za zakrętem. Poszłam w jego ślady, starając się, by mnie nie zauważył. Czułam się dziwnie śledząc go, ale byłam bardzo ciekawa co on takiego robi.
Po niedługim spacerze, ujrzałam nie duży lasek. Szłam krok w krok za Chester’em, tak więc musiałam do niego wejść. Okazało się, że jest on bardzo mały. Po chwili szatyn wyszedł z niego, a ja schowałam się za drzewem. Z tej perspektywy mogłam doskonale obejrzeć okolicę: drzewa układały się w idealne półkole, a po środku było krystalicznie czyste jezioro. Pomiędzy nim a lasem rosła jasnozielona trawa, która pokrywała również skarpę. Właśnie tam usiadł Chester. Przyciągnął do siebie kolana i wyciągnął paczkę papierosów. Ledwo zdążyłam westchnąć z bezsilności, a on już się zaciągał. Wsadziłam ręce do kieszeni i po cichu do niego podeszłam. Stanęłam za nim i powiedziałam:
-Podobno miałeś rzucić to świństwo.
On nagle obejrzał się za siebie i zrobił minę jakby właśnie zobaczył niedźwiedzia w różowej sukience na rowerku. Uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego. W dalszym ciągu był w ogromnym szoku, a ja miałam zamiar zdziwić go jeszcze bardziej. Wyciągnęłam papierosa z paczki, którą trzymał w jednej ręce, a drugiej jego ręki wyciągnęłam zapalniczkę i sama zapaliłam. W tym momencie zaczął się krztusić i spojrzał na mnie jeszcze bardziej zszokowany.
-Podobno to świństwo?- wykrztusił z siebie.
-Oj tam, nie marudź.
Położyłam głowę na jego ramieniu i szepnęłam bardziej do siebie:
-Ładnie tu…
-Spędziłem tu dużo czasu. Od kiedy tylko mieszkam w Los Angeles.
Nie powiedziałam już nic. Poczułam tylko jak jego ręka oplata się wokół mojej talii. Odpłynęliśmy na pół dnia rozmawiając o tym co nam tylko przyszło na myśl. Ocknęliśmy się dopiero wtedy, kiedy skończyły nam się papierosy. Ruszyliśmy po woli do domu. Szliśmy bardzo blisko siebie, a w pewnym momencie poczułam, jak dłoń Chester’a wplata się w moją.
***
-No w końcu jesteście!- usłyszałem w progu drącego się Mike’a.
Jula puściła moją dłoń zajęła się odsznurowywaniem butów. Patrzyłem na nią bezwiednie do czasu kiedy opuściła korytarz. Potem sam zdjąłem obuwie i włożyłem kapcie. Poszedłem do kuchni i zastałem Mike’a w fartuchu. Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale zaraz potem powrócił do gotowania. Usiadłem obok blondynki i grzecznie czekałem na posiłek. Nie zajęło to długo, bo już po pięciu minutach stał przede mną talerz z sałatką.
-Ooo, wegetariańska- ucieszyła się dziewczyna.
Uśmiechnąłem się pod nosem i zabrałem za jedzenie. Po skończonym posiłku, Mike oznajmił:
-Wychodzę i wrócę dość późno. Zachowujcie się.
-Dobrze, mamo- odparła blondynka.
Zaśmiałem się mimowolnie, a brunet tylko na nas spojrzał. Wstał od stołu, pozmywał talerze i zaraz go nie było. Ledwo zamknąłem za nim drzwi, a już rzuciłem się do barku, wyciągając alkohol i rzuciłem się na kanapę. Julia popatrzyła się na mnie krzywo, a ja wyciągnąłem dwa kieliszki. Rzuciłem jej jeden i spytałem:
-To co mała? Pijesz ze mną? Mike nas nie zabije, nic nie widzi.
Ona tylko westchnęła i siadła koło mnie podstawiając mi kieliszek pod nos. Zapowiadał się ciekawy wieczór.
***
Siedzieliśmy już prawie całkowicie spici. Jakimś cudem jeszcze kontaktowałem. Odstawiłem szklankę i spojrzałem na Julę. Wyglądała jak by spała. Zabrałem jej kieliszek i również odstawiłem. Ona tylko opuściła głowę na moje ramię. Pogłaskałem ją po włosach i pomogłem wstać, uznając że trzeba iść spać bo Mike nas zabije. Zarzuciłem sobie jej rękę przez ramię i odholowałem do pokoju. Oparłem ją o ścianę i wróciłem, by wyrzucić pozostałości z mini imprezy. Kiedy wszedłem do sypialni… jej nie było. Rozejrzałem się histerycznie po pokoju i usłyszałem, jak coś się przewraca w szafie. Otworzyłem drzwi, a moja zguba stała w środku uśmiechając się głupio.
-Idź, to moja Narnia!- powiedziała.
Zaśmiałem się i podszedłem do niej. Położyłem dłonie na jej biodrach i oparłem swoje czoło o jej.
-Kotku, to jest szafa, a ty jesteś pijana- szepnąłem.
-Podobam ci się- stwierdziła wyprowadzając mnie z równowagi.
Stałem cały czas w tej samej pozie, patrząc na nią zdziwiony. Ona przybliżyła twarz i kiwnęła głową na potwierdzenie swoich wcześniejszych słów. Patrzyła mi w oczy i… boże, czemu ja dopiero teraz zobaczyłem jakie ma piękne oczy? Piękne zielone oczy. Moja wyobraźnia zaczęła szaleć, umysł wariować, a serce bić jak szalone. Może to dlatego, że się spiłem? Nie wiem, jak na razie nie mogę się powstrzymać. Naparłem na nią, przyciskając ją do ściany i pocałowałem. Ona zarzuciła mi ręce na szyję i oddała pocałunek. I wtedy we mnie coś wybuchło. Zacząłem ją całować nie mogąc się opanować. Trwało to dobry kwadrans, ale oprzytomniałem i oderwałem się od niej. Ona spojrzała na mnie ze smutkiem, aż mi się głupio zrobiło. Pocałowałem ją delikatnie, po raz ostatni i położyłem do łóżka. Sam usiadłem na jego rogu i schowałem twarz w dłoniach. Co ja zrobiłem? Przecież ona jest pijana i na pewno jej na mnie nie zależy, to pod wpływem alkoholu. Tylko jak ja jej spojrzę w oczy? Co ja jej powiem? „Nie, nic się nie stało, tylko się całowaliśmy w szafie”? Hahah, śmieszne. Jestem żałosny. Ona jest młoda, ładna i zapewne ma już chłopaka, a ja wchodzę z butami do jej życia i wszystko niszczę. Na początku zdrowie, potem przyciągam jej najgorsze wspomnienia, potem niszczę jej wiarę w dobrych ludzi obiecując że skończę z papierosami, po raz kolejny zdrowie dając je papierosy, a teraz psychikę jej zrujnuję. Jestem nie dość, że żałosny, to w dodatku beznadziejny. I nagle wpadłem na genialny, przy najmniej w tym momencie pomysł. Nie dowie się. Nigdy.
***
Kurczę, na serio krótko. Ale co mi tam, zaczyna się dziać akcja. W sumie to planuję to do około 10 rozdziałów. Więc, następna (znowu) chyba będzie miniaturka-bennoda. No cóż... dziękuję za komentarze i miłą ocenę. Jeśli cokolwiek jest nie tak, mówcie, ja to zmienię. Proszę was o komentowanie i dziękuję wam, moi czytelnicy!
piątek, 28 grudnia 2012
Każdego dnia kocham cię mocniej
Okay, kolejna miniaturka-bennoda :D
Szybko się wyrabiam. Krótko co prawda ale opisowo i to bardzo.
Bez przedłużania zapraszam!
***
Szybko się wyrabiam. Krótko co prawda ale opisowo i to bardzo.
Bez przedłużania zapraszam!
***
Ta cała popieprzona historia zaczęła się 5 czerwca 1997
roku. Cholerna data. Właśnie wtedy wszedłem do baru w Phoenix. Było dość późno,
więc nikogo nie było. Usiadłem wściekły przy barze i od razu zamówiłem 5
kolejek. Barman podał bez żadnych pytań. Spojrzałem na niego. Był to blondyn,
na oko w moim wieku. Miał kolczyki w uszach i w wardze. Patrzył na mnie z
zaciekawieniem. Podał mi moje zamówienie, a ja szybko opróżniłem zawartość
kieliszków.
-Wszystko w porządku?- zapytał.
-Zajebiście- sarknąłem.
Urażony odwrócił wzrok i zaczął się zajmować polerowaniem naczyń.
-Przepraszam, po prostu jestem wściekły- rzekłem ze skruchą.
-Rozumiem. A co się dokładnie stało?
-Kobieta.
-To wszystko wyjaśnia.
Spojrzałem na niego i już wiedziałem, że mogę mu zaufać.
-Mike Shinoda- powiedziałem
-Chester Bennington.
Przez następne parę godzin rozmawialiśmy. Nie wypiłem nic więcej. Okazało się, że mieszka tutaj, w Phoenix. Ponieważ ja byłem u dziewczyny, z którą tego samego dnia skończyłem, nie miałem się gdzie podziać. On zaprosił mnie do siebie, a ja przyjąłem propozycję. Po jego pracy, czyli około 11 wyszliśmy z pub’u. Niby znałem go od dwóch godzin, ale czułem jak bym go znał od urodzenia. Wiedziałem o jego każdym problemie, a on wiedział o moim każdym problemie. Udaliśmy się w stronę jego domu. Weszliśmy i zdjęliśmy kurtki. Staliśmy tak w korytarzu nie za bardzo wiedząc, co mamy robić. I wtedy nastąpił ten moment, kiedy nasze spojrzenia spotkały się. W oczach było widać wszystko: wdzięczność, szczęście i zawstydzenie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem o co chodzi. Jednak kiedy on podszedł do mnie i mnie pocałował, zrozumiałem już wszystko. Popchnął mnie na ścianę i całował tak, jak nikt nigdy tego nie robił. Po otrząśnięciu się z szoku zarzuciłem mu ręce na szyję i również zacząłem go całować. Odepchnąłem się od ściany i już niedługo to on był do niej przytwierdzony. Sam nie zauważyłem jak wylądowaliśmy na łóżku. Sam nie wiem jak to się stało, ale spędziliśmy razem noc. Byłem taki szczęśliwy u jego boku. Z resztą on u mojego również. Tak mi powiedział, ja mu uwierzyłem.
Z rana, gdy się obudziłem, nie było go. Zostawił mnie i stchórzył. Zostawił tylko kartkę z napisem „Żegnaj”. Pocieszałem się tym, że już go nigdy nie spotkam. Jak się myliłem. Byłem naiwny. Rok później pojawił się na castingu. Chłopacy przyjęli go z otwartymi ramionami, ja nie miałem nic do gadania. Codziennie patrzyliśmy sobie w oczy, udając, że nic się nigdy nie stało. Czułem się paskudnie za każdym razem gdy go widziałem. Jednak brnąłem w to dalej. Z dnia na dzień co raz bardziej wierząc w to co sobie w mawiałem. W to, że go nie kocham. Bo prawda była taka, że kochałem go całym moim sercem. Nie potrafiłem się związać z nikim innym. Z resztą, on nie znalazł sobie nikogo do tej pory. Codziennie patrzę mu z bólem w oczy. W jego widać tylko smutek. Dziś jest 5 czerwca 2012 roku. 15 rocznica. Siedzę znów w tym barze, na tym samym krześle, piję to samo co wtedy. Jak co roku z resztą. Nagle drzwi wejściowe zaskrzypiały. Nie zwróciłem na to uwagi. Wciąż siedziałem w tej samej pozycji gapiąc się w szklankę. Obok ktoś usiadł, ale ja ignorowałem to, co działo się dookoła mnie. W głowie brzmiało tylko jedno słowo: „Zapomnieć”. I wtedy poczułem jak ktoś łapie mnie za rękę. Obok mnie siedział Chester.
-Proszę cię, zapomnijmy dziś te 15 lat. Udajmy, że się nie znamy- poprosił, a w jego oczach widziałem błaganie.
Nie wiedziałem dlaczego, ale się zgodziłem.
Znów przedstawiliśmy się sobie, a troski nagle zniknęły. Byliśmy tylko my.
Znów poznawaliśmy siebie, było tak jakbym go nigdy nie spotkał. Byliśmy tylko my.
Znów się w nim zakochałem, od nowa lecz równie szybko. Byliśmy tylko my.
Znów się śmiałem, po tych piętnastu latach. Byliśmy tylko my.
Znów czułem, że żyję i mam po co. Byliśmy tylko my.
I po raz ostatni: Znów pojechaliśmy do niego i spędziliśmy razem noc. Byliśmy tylko my.
***
Obudziłem się rano w jego ramionach. Nie stchórzył, nie zostawił mnie. Spojrzałem na niego. Był całkowicie rozbudzony i uśmiechał się do mnie.
-Dzień dobry śpioszku- powiedział zachrypniętym głosem.
Uśmiechał się tak pięknie… Widziałem w jego oczach radość. Aż sam się uśmiechnąłem na ten widok.
-Dzień Dobry- odparłem radośnie, lecz zaraz spoważniałem i dodałem –wiesz, że musimy porozmawiać?
Uśmiech spełzł z jego twarzy. Spuścił wzrok i rzekł:
-Wiem, posłuchaj, ja… To się stało tak szybko i nie wiedziałem co robić. Rano wybiegłem i wróciłem dopiero wieczorem. Musiałem to sobie poukładać. I wtedy coś zrozumiałem. Kocham cię. Tylko było już za późno. Szukałem cię jednak bez skutku. Potem jakoś tak wyszło. Nie potrafiłem się odezwać. Przy tobie cała pewność siebie wylatywała. Co roku widziałem cię w tej knajpie, ale nie umiałem wejść. Wczoraj coś we mnie pękło i… teraz jestem tutaj i w końcu mogę ci to powiedzieć. Kocham cię, Mikey.
Spojrzałem na niego i pogłaskałem go po policzku. Nie wiedziałem co powiedzieć więc go pocałowałem. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Oderwałem się od niego i powiedziałem patrząc mu w oczy:
-Ja ciebie też Chazzzy- specjalnie przeciągnąłem literę w jego imieniu.
On tylko westchnął i przytulił mnie mocno do siebie tak, jakby nie chciał mnie nigdy wypuścić.
***
No cóż, podoba mi się. Mam już pomysł na następną, ale najpierw będzie rozdział.
Dziękuję za komentarze i czytanie.
Za niedługo znów napiszę.
-Wszystko w porządku?- zapytał.
-Zajebiście- sarknąłem.
Urażony odwrócił wzrok i zaczął się zajmować polerowaniem naczyń.
-Przepraszam, po prostu jestem wściekły- rzekłem ze skruchą.
-Rozumiem. A co się dokładnie stało?
-Kobieta.
-To wszystko wyjaśnia.
Spojrzałem na niego i już wiedziałem, że mogę mu zaufać.
-Mike Shinoda- powiedziałem
-Chester Bennington.
Przez następne parę godzin rozmawialiśmy. Nie wypiłem nic więcej. Okazało się, że mieszka tutaj, w Phoenix. Ponieważ ja byłem u dziewczyny, z którą tego samego dnia skończyłem, nie miałem się gdzie podziać. On zaprosił mnie do siebie, a ja przyjąłem propozycję. Po jego pracy, czyli około 11 wyszliśmy z pub’u. Niby znałem go od dwóch godzin, ale czułem jak bym go znał od urodzenia. Wiedziałem o jego każdym problemie, a on wiedział o moim każdym problemie. Udaliśmy się w stronę jego domu. Weszliśmy i zdjęliśmy kurtki. Staliśmy tak w korytarzu nie za bardzo wiedząc, co mamy robić. I wtedy nastąpił ten moment, kiedy nasze spojrzenia spotkały się. W oczach było widać wszystko: wdzięczność, szczęście i zawstydzenie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem o co chodzi. Jednak kiedy on podszedł do mnie i mnie pocałował, zrozumiałem już wszystko. Popchnął mnie na ścianę i całował tak, jak nikt nigdy tego nie robił. Po otrząśnięciu się z szoku zarzuciłem mu ręce na szyję i również zacząłem go całować. Odepchnąłem się od ściany i już niedługo to on był do niej przytwierdzony. Sam nie zauważyłem jak wylądowaliśmy na łóżku. Sam nie wiem jak to się stało, ale spędziliśmy razem noc. Byłem taki szczęśliwy u jego boku. Z resztą on u mojego również. Tak mi powiedział, ja mu uwierzyłem.
Z rana, gdy się obudziłem, nie było go. Zostawił mnie i stchórzył. Zostawił tylko kartkę z napisem „Żegnaj”. Pocieszałem się tym, że już go nigdy nie spotkam. Jak się myliłem. Byłem naiwny. Rok później pojawił się na castingu. Chłopacy przyjęli go z otwartymi ramionami, ja nie miałem nic do gadania. Codziennie patrzyliśmy sobie w oczy, udając, że nic się nigdy nie stało. Czułem się paskudnie za każdym razem gdy go widziałem. Jednak brnąłem w to dalej. Z dnia na dzień co raz bardziej wierząc w to co sobie w mawiałem. W to, że go nie kocham. Bo prawda była taka, że kochałem go całym moim sercem. Nie potrafiłem się związać z nikim innym. Z resztą, on nie znalazł sobie nikogo do tej pory. Codziennie patrzę mu z bólem w oczy. W jego widać tylko smutek. Dziś jest 5 czerwca 2012 roku. 15 rocznica. Siedzę znów w tym barze, na tym samym krześle, piję to samo co wtedy. Jak co roku z resztą. Nagle drzwi wejściowe zaskrzypiały. Nie zwróciłem na to uwagi. Wciąż siedziałem w tej samej pozycji gapiąc się w szklankę. Obok ktoś usiadł, ale ja ignorowałem to, co działo się dookoła mnie. W głowie brzmiało tylko jedno słowo: „Zapomnieć”. I wtedy poczułem jak ktoś łapie mnie za rękę. Obok mnie siedział Chester.
-Proszę cię, zapomnijmy dziś te 15 lat. Udajmy, że się nie znamy- poprosił, a w jego oczach widziałem błaganie.
Nie wiedziałem dlaczego, ale się zgodziłem.
Znów przedstawiliśmy się sobie, a troski nagle zniknęły. Byliśmy tylko my.
Znów poznawaliśmy siebie, było tak jakbym go nigdy nie spotkał. Byliśmy tylko my.
Znów się w nim zakochałem, od nowa lecz równie szybko. Byliśmy tylko my.
Znów się śmiałem, po tych piętnastu latach. Byliśmy tylko my.
Znów czułem, że żyję i mam po co. Byliśmy tylko my.
I po raz ostatni: Znów pojechaliśmy do niego i spędziliśmy razem noc. Byliśmy tylko my.
***
Obudziłem się rano w jego ramionach. Nie stchórzył, nie zostawił mnie. Spojrzałem na niego. Był całkowicie rozbudzony i uśmiechał się do mnie.
-Dzień dobry śpioszku- powiedział zachrypniętym głosem.
Uśmiechał się tak pięknie… Widziałem w jego oczach radość. Aż sam się uśmiechnąłem na ten widok.
-Dzień Dobry- odparłem radośnie, lecz zaraz spoważniałem i dodałem –wiesz, że musimy porozmawiać?
Uśmiech spełzł z jego twarzy. Spuścił wzrok i rzekł:
-Wiem, posłuchaj, ja… To się stało tak szybko i nie wiedziałem co robić. Rano wybiegłem i wróciłem dopiero wieczorem. Musiałem to sobie poukładać. I wtedy coś zrozumiałem. Kocham cię. Tylko było już za późno. Szukałem cię jednak bez skutku. Potem jakoś tak wyszło. Nie potrafiłem się odezwać. Przy tobie cała pewność siebie wylatywała. Co roku widziałem cię w tej knajpie, ale nie umiałem wejść. Wczoraj coś we mnie pękło i… teraz jestem tutaj i w końcu mogę ci to powiedzieć. Kocham cię, Mikey.
Spojrzałem na niego i pogłaskałem go po policzku. Nie wiedziałem co powiedzieć więc go pocałowałem. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Oderwałem się od niego i powiedziałem patrząc mu w oczy:
-Ja ciebie też Chazzzy- specjalnie przeciągnąłem literę w jego imieniu.
On tylko westchnął i przytulił mnie mocno do siebie tak, jakby nie chciał mnie nigdy wypuścić.
***
No cóż, podoba mi się. Mam już pomysł na następną, ale najpierw będzie rozdział.
Dziękuję za komentarze i czytanie.
Za niedługo znów napiszę.
czwartek, 27 grudnia 2012
002 What I've Done
Bosh... Co ja tu napisałam XD
Szczerze mówiąc boję się waszej reakcji na ten rozdział, ale... raz kozie śmierć!
***
Szczerze mówiąc boję się waszej reakcji na ten rozdział, ale... raz kozie śmierć!
***
Obudziłem
się o świcie. Ledwo otworzyłem oczy, a ujrzałem twarz Julii. Jej blond kosmyki
opadały na jej twarz. Uśmiechała się słodko przez sen. Gdy tylko ujrzałem ten
widok moje serce zaczęło skakać z radości. Nagle uświadomiłem sobie, że jestem
w nią wtulony. Przypomniałem sobie cały poprzedni wieczór. Pocałowałem
dziewczynę w czoło i wyplątałem się z jej objęć. Szybko się ubrałem wyszedłem na dwór z paczką papierosów by
sobie to wszystko przemyśleć.
***
Otworzyłam oczy, a mój wzrok automatycznie padł na puste miejsce obok mnie. Kołdra idealne zaścielona, poduszka także. Leżała tam kartka. Pół przytomna przybliżyłam ją do siebie i przeczytałam:
„Wyszedłem. Wrócę wieczorem. W razie czego, Mike jest e domu”
Nie wiedziałam co mam myśleć. Jednocześnie smutno mi się zrobiło, a jednocześnie mi ulżyło. Nie będę musiała się tłumaczyć z wczoraj. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na zegarek. Była dziewiąta. Ostrożnie wstałam i z ogromnym trudem doszłam do kuchni podpierając się o ścianę. Już od wejścia czułam zapach jajecznicy na bekonie. Uśmiechnęłam się lekko usiadłam na krześle. Z sąsiedniego pokoju wyjrzał Mike.
-Wstałaś już? A Chester gdzie?
-Nie ma go. Wyszedł i wróci wieczorem- pomachałam mu kartką.
-Już do ciebie idę.
Nie minęła chwila, a przede mną stał talerz jajecznicy. Od razu zaczęłam jeść. Nigdy nie podejrzewała bym, że może być tak smaczna. Nigdy nie widziałam gotującego mężczyzny więc byłam zachwycona.
-Wszpanala lalesznica- powiedziałam wciąż jedząc.
-Co proszę?- zaśmiał się mój towarzysz.
-Mówię że wspaniała jajecznica- poprawiłam się po przełknięciu.
-Robota Chestera.
Jedzenie, które miałam na widelcu spadło z niego i wylądowało z powrotem na moim talerzu. Mike popatrzył na mnie znacząco i zaczął:
-Julka…
-Nie mów tak do mnie.
-Dobra, Julek…
Spojrzałam na niego z politowaniem, a on zaśmiał się lecz zaraz spoważniał i powiedział prosto z mostu:
-Co ty do niego czujesz?
-Nic- odparłam szybko unikając jego wzroku.
-Spójrz mi w oczy.
Zrobiła o co mnie prosił, a wtedy on powtórzył pytanie:
-Co do niego czujesz?
-Sama nie wiem- wyznałam zgodnie z prawdą.
-Widzę.
Poczułam, że się rumienię. Zrobiło mi się wstyd, że mogę czuć coś do człowieka starszego ode mnie o 6 lat. Niby miłość nie pyta o wiek, ale jednak… Dziwnie się z tym czułam. Postanowiłam powrócić do jedzenia, by o tym nie myśleć. Mój towarzysz przyglądał mi się, myśląc że nie widzę. Starałam się to zignorować, jednak jeśli ktoś gapi ci się w jedzenie nie jest łatwo zachować powagę. Zaczęłam się śmiać dopóki nie spadłam z krzesła. Wtedy doszłam do wniosku, że przesadziłam. Jakimś cudem, nazwijmy to, wczołgałam się na krzesło. Kiedy zobaczyłam minę Mike’a znów zaczęłam się śmiać. Wyglądał jak bym mu właśnie powiedziała, że wychodzę za moją babcię.
-No co?- zapytał.
-Nic, tylko twoja mina… hahahah!
-Mów za siebie.
Uśmiechnęłam się i skończyłam śniadanie. Wróciłam do pokoju po wielokrotnych zapewnieniach, że dam radę sama i nic nie potrzebuję. Rzuciłam się na łóżko, jednak kiedy zaczęła mnie boleć głowa uznałam, że to nie był najlepszy pomysł. Cały dzień przeleżałam w owym łóżku. Wieczorem zaczęłam się nudzić, więc rozglądałam się po pokoju, by znaleźć coś, czym mogłabym się zająć. Nagle w oczy rzuciła mi się otwarta szuflada, po stronie na której śpi Chester. Wiedziałam, że to nie za ładnie szperać komuś w rzeczach. Ale coś mi kazało tam zajrzeć. Nachyliłam się więc nad szufladą i ujrzałam… mnóstwo paczek papierosów. Nie mogłam w to uwierzyć. On pali. Muszę z nim o tym porozmawiać! On musi przestać! Ale zaraz… Co ja mu powiem? „Przestań palić bo tak mówię”? Śmieszna jestem. Nagle poczułam jak ktoś kładzie ręce na moich ramionach. Czułam się jak w jakimś horrorze. Ja- ofiara i oprawca stojący za mną, przyłapał mnie na gorącym uczynku i czeka teraz by móc mnie zabić. Całkowicie wystraszona, nie mam odwagi by spojrzeć temu komuś w twarz. Ciężko oddycham, a moje ręce zaczynają drżeć. Nie wiem czemu się boję. Skupiona na własnych rozmyślaniach, nagle poczułam czyjś oddech na swojej szyi.
-Ładnie to tak, szperać komuś w rzeczach?- słyszę szept przy uchu.
Próbuję wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, ale nie potrafię. Ja, najbardziej rozgadana dziewczyna w szkole, nie potrafię się odezwać. Miałam ochotę przywalić w sobie w twarz za własną bezmyślność. To od początku był to zły pomysł. Przełknęłam głośno ślinę i w końcu odważyłam się otworzyć usta. Już miałam się odezwać, kiedy znów usłyszałam szept:
-Nie bój się, przecież nic ci nie zrobię.
Nagle powróciły wspomnienia.
Szkolnym korytarzem szła 12-sto letnia dziewczynka. Była cała rozpromieniona, bo skończyła już lekcje. Nagle, ktoś zasłonił jej usta ręką i wciągnął do klasy obok. Zaczęła się miotać i próbowała się wyrywać, jednak na darmo. Dookoła otaczali ją chłopacy z jej klasy .Jeden z nich zaszedł ją od tyłu i przybliżył swoją twarz do jej karku. Czuła jego oddech na swojej szyi. Złapał ją brutalnie za nadgarstki i wygiął jej ręce do tyłu w nienaturalny sposób. Kolejny z nich podszedł do niej i uderzył ją z pięści w twarz. Z jej wargi zaczęła sączyć się krew. Owy chłopak odstąpił od niej, a podszedł drugi. Ten również ją uderzył i to w to samo miejsce. Potem kolejny i kolejny, i kolejny… Bili ją na zmianę. W końcu, kiedy zebrała odpowiednią ilość siły wyrwała ręce z uścisku i nie potrafiła opanować swojej wściekłości. Biła i kopała wszystkich, którzy ją choć raz uderzyli. Na samym końcu podeszła do chłopaka który ją trzymał i uderzyła go z całej siły pięścią w twarz, tym samym łamiąc mu nos. Była tak wściekła, że stłukła szklaną ramkę którą zasłaniał się jeden z nich. Szkło rozprysło się po podłodze, a z jej rozłożonych już bezradnie dłoni zaczęła kapać krew. Opanowała się już lecz determinacja i żądza zemsty nie opuściła jej do końca. Nagle, poczuła uderzenie w tył głowy. Padła na ziemię bezsilna. Usłyszała skrzypnięcie drzwi i tupot nóg. Pomyślała, że została sama lecz nagle została gwałtownie odwrócona twarzą do sufitu. Ujrzała wysokiego blondyna- chłopaka, któremu złamała nos. Wiedziała, że jest on niebezpieczny i to pewnie dlatego zaczęła się nagle bać. Blondyn podniósł ją do pozycji pionowej, a następnie usiadł na ławce, sadzając ją sobie na kolanach. Bawił się jej włosami, a ona z trudem oddychała. Przybliżył swoją twarz do jej ucha i szepnął:
-Nie bój się, przecież nic ci nie zrobię.
Czuła jego oddech na swojej szyi. Nie mogła opanować swojego strachu, szczególnie kiedy był tak blisko niej. Nie wiedziała do czego był zdolny, ale widziała, że jej nienawidził jak reszta. Nagle on ją pocałował. Raz, drugi, trzeci. Zaczął całować ją po szyi. Po jakimś czasie obrócił jej twarz w swoją stronę i złożył pocałunek na jej ustach. Dziewczyna uderzyła go otwartą dłonią w twarz. Tego było za wiele. Patrzyła na niego ze wściekłością i błaganiem w oczach. Jednak to była dla niego tylko zachęta.
-Spokojnie, to nie jest nic złego- powiedział.
Powrócił do całowania jej, jednak robił to dużo zachłanniej niż wcześniej. Mimo iż próbowała się wyrwać nie miała wystarczająco siły. Po jakimś czasie zaczął rozpinać jej bluzkę. Chciała coś z tym zrobić, ale nie mogła. Nagle drzwi do klasy otworzyły się i weszła do niej pewna dziewczyna. Podbiegła do nich i przywaliła chłopakowi z pięści w twarz. Podniosła przerażoną 12-stolatkę i posadziła ją na ziemi, opierając o ścianę. Sama powróciła do blondyna i zaczęła się z nim bić. Chłopak nie miał z nią żadnych szans. Ale oparta o ścianę wycieńczona dziewczyna już nie miała siły na to patrzeć. Po jej twarzy ciekły łzy, a oczy zamykały się.
Wtedy się rozpłakałam. Tak jak 5 lat temu. Jak ja ze wspomnienia. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić. To wspomnienie wracało i nie chciało mnie opuścić. Kiedy już myślałam, że się go pozbyłam, ono wracało ze zdwojoną siłą. Schowałam twarz w dłonie i płakałam. Osoba za mną objęła mnie od tyłu i powiedział:
-Ćsii, już dobrze. Przepraszam… Ja nie chciałem.
Wtedy rozpoznałam Chester’a. Ale ja jestem głupia. Jeszcze będę go teraz stresować swoimi problemami. Wyrwała się z jego uścisku i położyłam się na łóżku twarzą do poduszki. Nie chciałam by patrzył jak płaczę. Już wystarczająco się przed nim poniżyłam. Poczułam, jak mężczyzna kładzie się obok mnie i delikatnie odwraca moją twarz w jego stronę. Chciałam z powrotem schować ją w poduszce lecz skutecznie mi to uniemożliwił. Zmusił mnie bym patrzyła mu w oczy tym samym wywołując kolejną falę łez.
-Co się stało?- zapytał.
Spuściłam wzrok. Nie mogłam patrzeć na niego. Wstydziłam się mu opowiedzieć całą historię. Ale w końcu po jakimś czasie wiedział już wszystko. Właśnie skończyłam opowiadać, a on patrzył na mnie smutno. Przytulił mnie do siebie i nic nie mówił. To było dla mnie bardzo ważne. Potrzebowałam tego, by mnie ktoś zrozumiał. Gdy już się uspokoiłam podniosłam głowę z jego torsu i powiedziałam:
-Dziękuję. Dziękuję Ci za to, że jesteś i za to że mnie wsparłeś. Nikomu o tym nigdy nie powiedziałam.
-Spokojnie. To już minęło, tak? A powiedz mi… tamta dziewczyna co cię uratowała… To była…
-Jasmine.
Uśmiechnął się tylko smutno i położył mnie do spania. Na dobranoc pocałował mnie w czoło. Niby taki drobny gest, a jednak dla mnie wiele znaczył. W końcu spotkałam kogoś, kto mnie w pełni rozumie i rozumiem się z nim bez słów. Szkoda tylko, że czuję się zagubiona w tym co się dzieje między nami i nie wiem nawet co do niego czuję.
***
No dobra. Rozdział opisowy, ale trudno. Piszcie w komentarzach co sądzicie na temat opowiadania i rozdziałów. Serdecznie dziękuję za wcześniejsze komentarze i miło mi, że podoba wam się moja twórczość. Aha. Zawsze zapominam. Może już zauważyliście, ale w tym opowiadaniu dużo rzeczy nie zgadza się z rzeczywistością. No cóż... To moja twórczość i moja wizja.
No dobrze. W każdym bądź razie zapowiada się, że następną opublikuję kolejną minaiturkę-bennodę.
Dobrze, więc... Do.. zobaczenia? zklikania? Czy jakoś tak.
***
Otworzyłam oczy, a mój wzrok automatycznie padł na puste miejsce obok mnie. Kołdra idealne zaścielona, poduszka także. Leżała tam kartka. Pół przytomna przybliżyłam ją do siebie i przeczytałam:
„Wyszedłem. Wrócę wieczorem. W razie czego, Mike jest e domu”
Nie wiedziałam co mam myśleć. Jednocześnie smutno mi się zrobiło, a jednocześnie mi ulżyło. Nie będę musiała się tłumaczyć z wczoraj. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na zegarek. Była dziewiąta. Ostrożnie wstałam i z ogromnym trudem doszłam do kuchni podpierając się o ścianę. Już od wejścia czułam zapach jajecznicy na bekonie. Uśmiechnęłam się lekko usiadłam na krześle. Z sąsiedniego pokoju wyjrzał Mike.
-Wstałaś już? A Chester gdzie?
-Nie ma go. Wyszedł i wróci wieczorem- pomachałam mu kartką.
-Już do ciebie idę.
Nie minęła chwila, a przede mną stał talerz jajecznicy. Od razu zaczęłam jeść. Nigdy nie podejrzewała bym, że może być tak smaczna. Nigdy nie widziałam gotującego mężczyzny więc byłam zachwycona.
-Wszpanala lalesznica- powiedziałam wciąż jedząc.
-Co proszę?- zaśmiał się mój towarzysz.
-Mówię że wspaniała jajecznica- poprawiłam się po przełknięciu.
-Robota Chestera.
Jedzenie, które miałam na widelcu spadło z niego i wylądowało z powrotem na moim talerzu. Mike popatrzył na mnie znacząco i zaczął:
-Julka…
-Nie mów tak do mnie.
-Dobra, Julek…
Spojrzałam na niego z politowaniem, a on zaśmiał się lecz zaraz spoważniał i powiedział prosto z mostu:
-Co ty do niego czujesz?
-Nic- odparłam szybko unikając jego wzroku.
-Spójrz mi w oczy.
Zrobiła o co mnie prosił, a wtedy on powtórzył pytanie:
-Co do niego czujesz?
-Sama nie wiem- wyznałam zgodnie z prawdą.
-Widzę.
Poczułam, że się rumienię. Zrobiło mi się wstyd, że mogę czuć coś do człowieka starszego ode mnie o 6 lat. Niby miłość nie pyta o wiek, ale jednak… Dziwnie się z tym czułam. Postanowiłam powrócić do jedzenia, by o tym nie myśleć. Mój towarzysz przyglądał mi się, myśląc że nie widzę. Starałam się to zignorować, jednak jeśli ktoś gapi ci się w jedzenie nie jest łatwo zachować powagę. Zaczęłam się śmiać dopóki nie spadłam z krzesła. Wtedy doszłam do wniosku, że przesadziłam. Jakimś cudem, nazwijmy to, wczołgałam się na krzesło. Kiedy zobaczyłam minę Mike’a znów zaczęłam się śmiać. Wyglądał jak bym mu właśnie powiedziała, że wychodzę za moją babcię.
-No co?- zapytał.
-Nic, tylko twoja mina… hahahah!
-Mów za siebie.
Uśmiechnęłam się i skończyłam śniadanie. Wróciłam do pokoju po wielokrotnych zapewnieniach, że dam radę sama i nic nie potrzebuję. Rzuciłam się na łóżko, jednak kiedy zaczęła mnie boleć głowa uznałam, że to nie był najlepszy pomysł. Cały dzień przeleżałam w owym łóżku. Wieczorem zaczęłam się nudzić, więc rozglądałam się po pokoju, by znaleźć coś, czym mogłabym się zająć. Nagle w oczy rzuciła mi się otwarta szuflada, po stronie na której śpi Chester. Wiedziałam, że to nie za ładnie szperać komuś w rzeczach. Ale coś mi kazało tam zajrzeć. Nachyliłam się więc nad szufladą i ujrzałam… mnóstwo paczek papierosów. Nie mogłam w to uwierzyć. On pali. Muszę z nim o tym porozmawiać! On musi przestać! Ale zaraz… Co ja mu powiem? „Przestań palić bo tak mówię”? Śmieszna jestem. Nagle poczułam jak ktoś kładzie ręce na moich ramionach. Czułam się jak w jakimś horrorze. Ja- ofiara i oprawca stojący za mną, przyłapał mnie na gorącym uczynku i czeka teraz by móc mnie zabić. Całkowicie wystraszona, nie mam odwagi by spojrzeć temu komuś w twarz. Ciężko oddycham, a moje ręce zaczynają drżeć. Nie wiem czemu się boję. Skupiona na własnych rozmyślaniach, nagle poczułam czyjś oddech na swojej szyi.
-Ładnie to tak, szperać komuś w rzeczach?- słyszę szept przy uchu.
Próbuję wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, ale nie potrafię. Ja, najbardziej rozgadana dziewczyna w szkole, nie potrafię się odezwać. Miałam ochotę przywalić w sobie w twarz za własną bezmyślność. To od początku był to zły pomysł. Przełknęłam głośno ślinę i w końcu odważyłam się otworzyć usta. Już miałam się odezwać, kiedy znów usłyszałam szept:
-Nie bój się, przecież nic ci nie zrobię.
Nagle powróciły wspomnienia.
Szkolnym korytarzem szła 12-sto letnia dziewczynka. Była cała rozpromieniona, bo skończyła już lekcje. Nagle, ktoś zasłonił jej usta ręką i wciągnął do klasy obok. Zaczęła się miotać i próbowała się wyrywać, jednak na darmo. Dookoła otaczali ją chłopacy z jej klasy .Jeden z nich zaszedł ją od tyłu i przybliżył swoją twarz do jej karku. Czuła jego oddech na swojej szyi. Złapał ją brutalnie za nadgarstki i wygiął jej ręce do tyłu w nienaturalny sposób. Kolejny z nich podszedł do niej i uderzył ją z pięści w twarz. Z jej wargi zaczęła sączyć się krew. Owy chłopak odstąpił od niej, a podszedł drugi. Ten również ją uderzył i to w to samo miejsce. Potem kolejny i kolejny, i kolejny… Bili ją na zmianę. W końcu, kiedy zebrała odpowiednią ilość siły wyrwała ręce z uścisku i nie potrafiła opanować swojej wściekłości. Biła i kopała wszystkich, którzy ją choć raz uderzyli. Na samym końcu podeszła do chłopaka który ją trzymał i uderzyła go z całej siły pięścią w twarz, tym samym łamiąc mu nos. Była tak wściekła, że stłukła szklaną ramkę którą zasłaniał się jeden z nich. Szkło rozprysło się po podłodze, a z jej rozłożonych już bezradnie dłoni zaczęła kapać krew. Opanowała się już lecz determinacja i żądza zemsty nie opuściła jej do końca. Nagle, poczuła uderzenie w tył głowy. Padła na ziemię bezsilna. Usłyszała skrzypnięcie drzwi i tupot nóg. Pomyślała, że została sama lecz nagle została gwałtownie odwrócona twarzą do sufitu. Ujrzała wysokiego blondyna- chłopaka, któremu złamała nos. Wiedziała, że jest on niebezpieczny i to pewnie dlatego zaczęła się nagle bać. Blondyn podniósł ją do pozycji pionowej, a następnie usiadł na ławce, sadzając ją sobie na kolanach. Bawił się jej włosami, a ona z trudem oddychała. Przybliżył swoją twarz do jej ucha i szepnął:
-Nie bój się, przecież nic ci nie zrobię.
Czuła jego oddech na swojej szyi. Nie mogła opanować swojego strachu, szczególnie kiedy był tak blisko niej. Nie wiedziała do czego był zdolny, ale widziała, że jej nienawidził jak reszta. Nagle on ją pocałował. Raz, drugi, trzeci. Zaczął całować ją po szyi. Po jakimś czasie obrócił jej twarz w swoją stronę i złożył pocałunek na jej ustach. Dziewczyna uderzyła go otwartą dłonią w twarz. Tego było za wiele. Patrzyła na niego ze wściekłością i błaganiem w oczach. Jednak to była dla niego tylko zachęta.
-Spokojnie, to nie jest nic złego- powiedział.
Powrócił do całowania jej, jednak robił to dużo zachłanniej niż wcześniej. Mimo iż próbowała się wyrwać nie miała wystarczająco siły. Po jakimś czasie zaczął rozpinać jej bluzkę. Chciała coś z tym zrobić, ale nie mogła. Nagle drzwi do klasy otworzyły się i weszła do niej pewna dziewczyna. Podbiegła do nich i przywaliła chłopakowi z pięści w twarz. Podniosła przerażoną 12-stolatkę i posadziła ją na ziemi, opierając o ścianę. Sama powróciła do blondyna i zaczęła się z nim bić. Chłopak nie miał z nią żadnych szans. Ale oparta o ścianę wycieńczona dziewczyna już nie miała siły na to patrzeć. Po jej twarzy ciekły łzy, a oczy zamykały się.
Wtedy się rozpłakałam. Tak jak 5 lat temu. Jak ja ze wspomnienia. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić. To wspomnienie wracało i nie chciało mnie opuścić. Kiedy już myślałam, że się go pozbyłam, ono wracało ze zdwojoną siłą. Schowałam twarz w dłonie i płakałam. Osoba za mną objęła mnie od tyłu i powiedział:
-Ćsii, już dobrze. Przepraszam… Ja nie chciałem.
Wtedy rozpoznałam Chester’a. Ale ja jestem głupia. Jeszcze będę go teraz stresować swoimi problemami. Wyrwała się z jego uścisku i położyłam się na łóżku twarzą do poduszki. Nie chciałam by patrzył jak płaczę. Już wystarczająco się przed nim poniżyłam. Poczułam, jak mężczyzna kładzie się obok mnie i delikatnie odwraca moją twarz w jego stronę. Chciałam z powrotem schować ją w poduszce lecz skutecznie mi to uniemożliwił. Zmusił mnie bym patrzyła mu w oczy tym samym wywołując kolejną falę łez.
-Co się stało?- zapytał.
Spuściłam wzrok. Nie mogłam patrzeć na niego. Wstydziłam się mu opowiedzieć całą historię. Ale w końcu po jakimś czasie wiedział już wszystko. Właśnie skończyłam opowiadać, a on patrzył na mnie smutno. Przytulił mnie do siebie i nic nie mówił. To było dla mnie bardzo ważne. Potrzebowałam tego, by mnie ktoś zrozumiał. Gdy już się uspokoiłam podniosłam głowę z jego torsu i powiedziałam:
-Dziękuję. Dziękuję Ci za to, że jesteś i za to że mnie wsparłeś. Nikomu o tym nigdy nie powiedziałam.
-Spokojnie. To już minęło, tak? A powiedz mi… tamta dziewczyna co cię uratowała… To była…
-Jasmine.
Uśmiechnął się tylko smutno i położył mnie do spania. Na dobranoc pocałował mnie w czoło. Niby taki drobny gest, a jednak dla mnie wiele znaczył. W końcu spotkałam kogoś, kto mnie w pełni rozumie i rozumiem się z nim bez słów. Szkoda tylko, że czuję się zagubiona w tym co się dzieje między nami i nie wiem nawet co do niego czuję.
***
No dobra. Rozdział opisowy, ale trudno. Piszcie w komentarzach co sądzicie na temat opowiadania i rozdziałów. Serdecznie dziękuję za wcześniejsze komentarze i miło mi, że podoba wam się moja twórczość. Aha. Zawsze zapominam. Może już zauważyliście, ale w tym opowiadaniu dużo rzeczy nie zgadza się z rzeczywistością. No cóż... To moja twórczość i moja wizja.
No dobrze. W każdym bądź razie zapowiada się, że następną opublikuję kolejną minaiturkę-bennodę.
Dobrze, więc... Do.. zobaczenia? zklikania? Czy jakoś tak.
środa, 26 grudnia 2012
Święta, Święta i... jemioła
Witam was, oto świąteczna miniaturka :D
Mam nadzieję że się spodoba. Z góry zaznaczam, że to bennoda.
Miłego czytania!
***
Mam nadzieję że się spodoba. Z góry zaznaczam, że to bennoda.
Miłego czytania!
***
Już z samego rana z łóżka zrzucił mnie mój ukochany kumpel
Brad. Bezceremonialnie wszedł do mojego pokoju, zdarł ze mnie kołdrę i zaczął
drzeć się „Wesołych Świąt”. Mruknąłem coś tylko wydzierając mu nakrycie z rąk i
położyłem się powrotem. Brad przewrócił teatralnie oczami i zepchnął mnie z
posłania.
-Wstawaj, jest południe- powiedział.
-Jezu…
-A ja myślałem, że jestem Brad.
-Ech, człowieku! Czego ode mnie chcesz.
-Prezent mam dla ciebie!
-I tylko po to przerywasz mój cudowny sen? Dzięki…
Spojrzał na mnie z politowaniem i wyszedł z pokoju, by po chwili powrócić z paczką w dłoniach. Odebrałem ją i postawiłem na ziemi.
-Nie rozpakujesz?- zachęcił mnie.
Z nieukrywaną niechęcią rozerwałem papier i moim oczom ukazały cię niebieskie i złote ozdoby choinkowe. A było tam wszystko: bobki, lampki, łańcuchy i wiele innych.
-Na cholerę mi tego tu napakowałeś! Nie mam nic przygotowane do dzisiejszej wigilii, nie wspominając już o choince! –wyrzuciłem z siebie.
-Spokojnie. Choinkę masz w salonie, a dom jest przygotowany.
Spojrzałem na niego z wdzięcznością i wyrzutem jednocześnie.
-Dziękuję ci bardzo, ale wiesz że nie świętuję, bo nie mam z kim –rzekłem.
-Świętowałbym z tobą, ale nie mogę.
-Nikt nigdy nie ma dla mnie czasu. Idź już, proszę.
Rzucił mi jeszcze na odchodne zmartwione spojrzenie i opuścił mój pokój, a następnie dom. Ja ubrałem się i zabrałem za robienie sobie śniadania. Trochę mi to zajęło, bo nie mogłem się skupić. Ciągle rozmyślałem nad tym, że co roku jest to samo. Od kiedy tylko opuściłem rodzinny dom, spędzam święta w samotności. Przestałem już nawet dekorować dom i przygotowywać potrawy, bo dla kogo? W tym roku też nie zamierzałem tego robić lecz Brad mnie uprzedził. Stół stał przygotowany, choinka aż prosiła się aby ją ubrać, a potrawy leżały w lodówce. Nie wiem po co się fatygował. W końcu i tak to wszystko wyląduje w śmieciach, a ja będę miał do odhaczenia kolejną wigilię.
Cały dzień spędziłem na przemyśleniach i graniu na gitarze. Około piątej ubrałem kurtkę, włożyłem okulary przeciwsłoneczne z przyzwyczajenia, adidasy i wyszedłem się przewietrzyć. Wyciągnąłem paczkę papierosów i zapaliłem jednego. Spacerowałem do opustoszałego parku. Na ulicy nikogo nie było. W końcu jest wigilia. Wszyscy spędzali ten czas z bliskimi, tylko nie ja. Chester beznadziejny Bennington. Usiadłem na ławce obok jakiegoś mężczyzny w skórzanej kurtce i czapce zasłaniającej mu całą twarz. Schowałem głowę w dłoniach i zacząłem użalać się w myślach nad sobą. Po jakimś czasie poczułem jak siedzący obok facet poklepuje mnie współczująco po plecach. Odwróciłem głowę w jego stronę i mnie zamurowało.
-Mike! Co ty tu robisz?
-Anna mnie zostawiła dla innego.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Spojrzałem na niego smutno i objąłem go ramieniem. Shinoda nie zdziwił się wcale. Wręcz przeciwnie: ulokował swoją głowę na moim torsie. Automatycznie zacząłem go gładzić po głowie. Trwaliśmy w takiej pozycji przez jakiś czas. Nagle pomyślałem, że mógłbym tak spędzić resztę życia… Zaraz? O czym ja myślę? Ogarnij się Bennington!
Spojrzałem na wtulonego we mnie Mike’a i wypaliłem bez zastanowienia:
-Spędźmy święta razem.
Shinoda wyprostował się nagle i spojrzał na mnie zszokowany.
-Ty mówisz serio?
-Tak. Choć raz w życiu chciałbym mieć normalną wigilię. Zróbmy to razem.
-Dziękuję.
-Jak to? Za co?
-Za to, że zawsze jesteś przy mnie gdy cię potrzebuję. Jesteś najlepszym przyjacielem.
Poczułem ukłucie w sercu żałujące, że tylko przyjacielem. Zrugałem się w myślach za to i pociągnąłem go za rękę w stronę mojego domu.
***
-Chaz, Chaz! –krzyczał Mike.
Oderwałem się od układania potraw i podbiegłem do niego z obawą o to, że znów coś rozbił i trzeba po raz kolejny wyciągać apteczkę. Westchnąłem bezradnie w duchu załamując ręce nad niezdarnością Shinody.
-Nie drzyj się, stoję obok.
On tylko mruknął coś pod nosem i powiedział:
-Mam problem.
-Żeby to jeden- zaśmiałem się.
Mike bez ostrzeżenia wziął szmatkę i zdzielił mnie nią dwa razy.
-Ej, a ten drugi to za co?
-Na przyszłość.
Już chciałem mu odpyskować, kiedy zobaczyłem psikacz z wodą. Rzuciłem się po niego i po chwili Shinoda był cały mokry. Ganialiśmy po domu jak idioci (którymi zresztą jesteśmy) i krzyczeliśmy przy tym tak, że z pewnością sąsiedzi zastanawiali się nad przeprowadzką. Po jakimś czasie potknąłem się o dywan i wywaliłem się prosto na Mike’a, który całkowicie zaskoczony runął na ziemię, a ja wraz z nim. Zaczęliśmy się turlać dopóty, dopóki się nie zmęczyliśmy. Leżałem przygnieciony ciężarem bruneta. Patrzyliśmy sobie w oczy, nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu. Kiedy uświadomiłem sobie, jakie obrazy nasuwa mi wyobraźnia, gwałtownie wstałem zrzucając z siebie Shinodę i powiedziałem:
-Podobno miałeś problem.
-Tak- odparł masując sobie głowę.
-No więc?
-Nie dosięgnę do góry choinki by założyć szpic.
-Podniosę cię- powiedziałem zanim pomyślałem.
Mike’a trochę zamurowało, ale posłusznie wziął szpic i podszedł do mnie. Złapałem go za nogi i uniosłem najwyżej jak potrafiłem. Po jakiś 15 minutach takiego stania zaczęły mnie boleć ręce.
-Hej, Mike! Długo jeszcze?
-No już, już. Opuściłem go powoli i odstawiłem na ziemię, Jęknąłem z bólu i zacząłem masować sobie ręce.
-Oj, spokojnie Chazy. Do wesela się zagoi.
-Jak do mojego to raczej nigdy.
Shinoda tylko westchnął i zaciągnął mnie do stołu.
***
Po zjedzeniu całej kolacji usiedliśmy na kanapie. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Właśnie za to go uwielbiałem. Był skory do rozmowy na każdy temat. Właśnie śmieliśmy się z jakiegoś żartu, kiedy oboje spojrzeliśmy na sufit. Na haczyku wisiała… jemioła. Spojrzeliśmy na siebie, a Mike poczerwieniał. Patrzyłem w jego oczy i nawet nie zauważyłem, kiedy nasze usta złączyły się w pocałunku. Choć w myślach przeklinałem to co robiłem, naprawdę tego chciałem. Kontynuowałem pocałunek, ale Shinoda oderwał się ode mnie.
-Wiesz co robimy?- spytał.
Nie odpowiedziałem, tylko posadziłem go sobie na kolanach i zacząłem go całować. On nie przeszkadzał mi w tym, wręcz przeciwnie. Zaczął oddawać pocałunki. Objął mnie w pasia, a ja wplotłem dłoń w jego włosy. Położyłem go na kanapie i zacząłem obdarzać pocałunkami jego szyję. On położył mnie obok siebie i przyłożył swój policzek do mojego. Przytuliłem go i tak zasnęliśmy. Przed zaśnięciem podziękowałem Bogu za to, że jest taki człowiek jak Mike.
***
Normalny rozdział się pisze, nie wiem kiedy się pojawi.
Wesołych Świąt!
-Wstawaj, jest południe- powiedział.
-Jezu…
-A ja myślałem, że jestem Brad.
-Ech, człowieku! Czego ode mnie chcesz.
-Prezent mam dla ciebie!
-I tylko po to przerywasz mój cudowny sen? Dzięki…
Spojrzał na mnie z politowaniem i wyszedł z pokoju, by po chwili powrócić z paczką w dłoniach. Odebrałem ją i postawiłem na ziemi.
-Nie rozpakujesz?- zachęcił mnie.
Z nieukrywaną niechęcią rozerwałem papier i moim oczom ukazały cię niebieskie i złote ozdoby choinkowe. A było tam wszystko: bobki, lampki, łańcuchy i wiele innych.
-Na cholerę mi tego tu napakowałeś! Nie mam nic przygotowane do dzisiejszej wigilii, nie wspominając już o choince! –wyrzuciłem z siebie.
-Spokojnie. Choinkę masz w salonie, a dom jest przygotowany.
Spojrzałem na niego z wdzięcznością i wyrzutem jednocześnie.
-Dziękuję ci bardzo, ale wiesz że nie świętuję, bo nie mam z kim –rzekłem.
-Świętowałbym z tobą, ale nie mogę.
-Nikt nigdy nie ma dla mnie czasu. Idź już, proszę.
Rzucił mi jeszcze na odchodne zmartwione spojrzenie i opuścił mój pokój, a następnie dom. Ja ubrałem się i zabrałem za robienie sobie śniadania. Trochę mi to zajęło, bo nie mogłem się skupić. Ciągle rozmyślałem nad tym, że co roku jest to samo. Od kiedy tylko opuściłem rodzinny dom, spędzam święta w samotności. Przestałem już nawet dekorować dom i przygotowywać potrawy, bo dla kogo? W tym roku też nie zamierzałem tego robić lecz Brad mnie uprzedził. Stół stał przygotowany, choinka aż prosiła się aby ją ubrać, a potrawy leżały w lodówce. Nie wiem po co się fatygował. W końcu i tak to wszystko wyląduje w śmieciach, a ja będę miał do odhaczenia kolejną wigilię.
Cały dzień spędziłem na przemyśleniach i graniu na gitarze. Około piątej ubrałem kurtkę, włożyłem okulary przeciwsłoneczne z przyzwyczajenia, adidasy i wyszedłem się przewietrzyć. Wyciągnąłem paczkę papierosów i zapaliłem jednego. Spacerowałem do opustoszałego parku. Na ulicy nikogo nie było. W końcu jest wigilia. Wszyscy spędzali ten czas z bliskimi, tylko nie ja. Chester beznadziejny Bennington. Usiadłem na ławce obok jakiegoś mężczyzny w skórzanej kurtce i czapce zasłaniającej mu całą twarz. Schowałem głowę w dłoniach i zacząłem użalać się w myślach nad sobą. Po jakimś czasie poczułem jak siedzący obok facet poklepuje mnie współczująco po plecach. Odwróciłem głowę w jego stronę i mnie zamurowało.
-Mike! Co ty tu robisz?
-Anna mnie zostawiła dla innego.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Spojrzałem na niego smutno i objąłem go ramieniem. Shinoda nie zdziwił się wcale. Wręcz przeciwnie: ulokował swoją głowę na moim torsie. Automatycznie zacząłem go gładzić po głowie. Trwaliśmy w takiej pozycji przez jakiś czas. Nagle pomyślałem, że mógłbym tak spędzić resztę życia… Zaraz? O czym ja myślę? Ogarnij się Bennington!
Spojrzałem na wtulonego we mnie Mike’a i wypaliłem bez zastanowienia:
-Spędźmy święta razem.
Shinoda wyprostował się nagle i spojrzał na mnie zszokowany.
-Ty mówisz serio?
-Tak. Choć raz w życiu chciałbym mieć normalną wigilię. Zróbmy to razem.
-Dziękuję.
-Jak to? Za co?
-Za to, że zawsze jesteś przy mnie gdy cię potrzebuję. Jesteś najlepszym przyjacielem.
Poczułem ukłucie w sercu żałujące, że tylko przyjacielem. Zrugałem się w myślach za to i pociągnąłem go za rękę w stronę mojego domu.
***
-Chaz, Chaz! –krzyczał Mike.
Oderwałem się od układania potraw i podbiegłem do niego z obawą o to, że znów coś rozbił i trzeba po raz kolejny wyciągać apteczkę. Westchnąłem bezradnie w duchu załamując ręce nad niezdarnością Shinody.
-Nie drzyj się, stoję obok.
On tylko mruknął coś pod nosem i powiedział:
-Mam problem.
-Żeby to jeden- zaśmiałem się.
Mike bez ostrzeżenia wziął szmatkę i zdzielił mnie nią dwa razy.
-Ej, a ten drugi to za co?
-Na przyszłość.
Już chciałem mu odpyskować, kiedy zobaczyłem psikacz z wodą. Rzuciłem się po niego i po chwili Shinoda był cały mokry. Ganialiśmy po domu jak idioci (którymi zresztą jesteśmy) i krzyczeliśmy przy tym tak, że z pewnością sąsiedzi zastanawiali się nad przeprowadzką. Po jakimś czasie potknąłem się o dywan i wywaliłem się prosto na Mike’a, który całkowicie zaskoczony runął na ziemię, a ja wraz z nim. Zaczęliśmy się turlać dopóty, dopóki się nie zmęczyliśmy. Leżałem przygnieciony ciężarem bruneta. Patrzyliśmy sobie w oczy, nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu. Kiedy uświadomiłem sobie, jakie obrazy nasuwa mi wyobraźnia, gwałtownie wstałem zrzucając z siebie Shinodę i powiedziałem:
-Podobno miałeś problem.
-Tak- odparł masując sobie głowę.
-No więc?
-Nie dosięgnę do góry choinki by założyć szpic.
-Podniosę cię- powiedziałem zanim pomyślałem.
Mike’a trochę zamurowało, ale posłusznie wziął szpic i podszedł do mnie. Złapałem go za nogi i uniosłem najwyżej jak potrafiłem. Po jakiś 15 minutach takiego stania zaczęły mnie boleć ręce.
-Hej, Mike! Długo jeszcze?
-No już, już. Opuściłem go powoli i odstawiłem na ziemię, Jęknąłem z bólu i zacząłem masować sobie ręce.
-Oj, spokojnie Chazy. Do wesela się zagoi.
-Jak do mojego to raczej nigdy.
Shinoda tylko westchnął i zaciągnął mnie do stołu.
***
Po zjedzeniu całej kolacji usiedliśmy na kanapie. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Właśnie za to go uwielbiałem. Był skory do rozmowy na każdy temat. Właśnie śmieliśmy się z jakiegoś żartu, kiedy oboje spojrzeliśmy na sufit. Na haczyku wisiała… jemioła. Spojrzeliśmy na siebie, a Mike poczerwieniał. Patrzyłem w jego oczy i nawet nie zauważyłem, kiedy nasze usta złączyły się w pocałunku. Choć w myślach przeklinałem to co robiłem, naprawdę tego chciałem. Kontynuowałem pocałunek, ale Shinoda oderwał się ode mnie.
-Wiesz co robimy?- spytał.
Nie odpowiedziałem, tylko posadziłem go sobie na kolanach i zacząłem go całować. On nie przeszkadzał mi w tym, wręcz przeciwnie. Zaczął oddawać pocałunki. Objął mnie w pasia, a ja wplotłem dłoń w jego włosy. Położyłem go na kanapie i zacząłem obdarzać pocałunkami jego szyję. On położył mnie obok siebie i przyłożył swój policzek do mojego. Przytuliłem go i tak zasnęliśmy. Przed zaśnięciem podziękowałem Bogu za to, że jest taki człowiek jak Mike.
***
Normalny rozdział się pisze, nie wiem kiedy się pojawi.
Wesołych Świąt!
czwartek, 20 grudnia 2012
001 What I've Done
Witam was, Jestem Justyna.
Napisałam opowiadanie i mam na dzieję że się wam spodoba.
Tematyka Linkin Park. Jeśli nie lubisz opowiadań tego typu i jesteś tu po to by mnie zlinczować lepiej nic nie rób. Ne przedłużając zapraszam na 1 rozdział.
***
Napisałam opowiadanie i mam na dzieję że się wam spodoba.
Tematyka Linkin Park. Jeśli nie lubisz opowiadań tego typu i jesteś tu po to by mnie zlinczować lepiej nic nie rób. Ne przedłużając zapraszam na 1 rozdział.
***
Jestem Julia Malinowska i jadę autobusem z Las Vegas do Los
Angeles. Tam mieszka moja przyjaciółka z podstawówki, która zaprosiła mnie na
wakacje do siebie. Mogłam od razu polecieć do Los Angeles ale nie było biletów.
Nagle w radiu słyszę piosenkę znienawidzonego prze ze mnie zespołu –Linkin
Park. Nigdy tego zespołu nie lubiłam, ponieważ moje głupie koleżanki podniecały
się tym zespołem że nie wiem co. Nie przewidywałam żebym go kiedyś miała
polubić. Jednak życie lubi nas zaskakiwać. Wyciągnęłam książkę i tak spędziłam
resztę drogi. W końcu kiedy dojechałam na miejsce i wysiadłam z autobusu,
mogłam rzucić się w wir rzeczywistości. Szłam z dumnie uniesioną głową z torbą
na ramieniu. Nagle nie wiadomo skąd przed oczami wyskoczyła mi sylwetka
biegnącego mężczyzny. Nie zdążyłam zareagować i zostałam przez niego potrącona.
Ostatnie co pamiętam, to pochylający się nade mną mężczyzna i ostry ból. Potem
była tylko ciemność.
***
Cholera! Jestem idiotą! Prze ze mnie tej dziewczynie może się coś stać. A jest taka młoda i ładna… Chester! Ogarnij się debilu! Masz żonę! „Miałeś”- poprawia mnie moja podświadomość. To wszystko przez ten rozwód. Nie wiem czemu tak go przeżywam. Może to dlatego, że mam ostatnio dużo stresu? Może to przez te kłótnie? Mimo wszystko cieszyłem się z tego rozwodu. W końcu wszystko będzie dobrze… Przynajmniej mam taką nadzieję. Nagle zobaczyłem Mike’a. Podszedł do mnie szybko i spytał: -Co się stało?-Talinda złożyła pozew o rozwód.-Ale co ty do jasnej cholery robisz w szpitalu?-Przeze mnie pewna dziewczyna miała wypadek.-Jechałeś po pijaku?-Nie, biegłem i jej nie zauważyłem. Wywaliła się na beton i… widzisz jak jest.-Chcesz nocować u mnie?-Tak- powiedziałem i zapadło niezręczne milczenie.
***
Cholera! Jestem idiotą! Prze ze mnie tej dziewczynie może się coś stać. A jest taka młoda i ładna… Chester! Ogarnij się debilu! Masz żonę! „Miałeś”- poprawia mnie moja podświadomość. To wszystko przez ten rozwód. Nie wiem czemu tak go przeżywam. Może to dlatego, że mam ostatnio dużo stresu? Może to przez te kłótnie? Mimo wszystko cieszyłem się z tego rozwodu. W końcu wszystko będzie dobrze… Przynajmniej mam taką nadzieję. Nagle zobaczyłem Mike’a. Podszedł do mnie szybko i spytał: -Co się stało?-Talinda złożyła pozew o rozwód.-Ale co ty do jasnej cholery robisz w szpitalu?-Przeze mnie pewna dziewczyna miała wypadek.-Jechałeś po pijaku?-Nie, biegłem i jej nie zauważyłem. Wywaliła się na beton i… widzisz jak jest.-Chcesz nocować u mnie?-Tak- powiedziałem i zapadło niezręczne milczenie.
Siedziałem na niewygodnym
krzesełku i patrzyłem tępym wzrokiem w drzwi od Sali operacyjnej. Ta sprawa nie
dawała mi spokoju. Nagle wypaliłem:
-Weźmy ją do siebie.
-O czym ty gadasz?
-Czuję się winny, cholernie winny. Chcę wziąć na siebie odpowiedzialność za doprowadzenie jej do dobrego stanu, rozumiesz?
-Dobrze. Rozumiem cię.
***
-Weźmy ją do siebie.
-O czym ty gadasz?
-Czuję się winny, cholernie winny. Chcę wziąć na siebie odpowiedzialność za doprowadzenie jej do dobrego stanu, rozumiesz?
-Dobrze. Rozumiem cię.
***
Obudziłam się w nieznanym mi miejscu, na obszernym łożu.
Obok siedział jakiś mężczyzna w jeansach i białej koszuli na ramiączkach, przez
co było widać okrywające jego ciało tatuaże. Kiedy zobaczył że się obudziłam,
uśmiechnął się do mnie i spytał:
-Jak się czujesz?
-Walnęłam głową w beton i czuję się wspaniale- sarknęłam.
-No, no. Charakterek dzieciak ma- dało się słyszeć z głębi domu.
-Ej! W lutym skończyłam 17!- krzyknęłam.
-Oj tam, oj tam.
-Oh, Mike. Daj już spokój- powiedział mężczyzna siedzący obok.
Zapadła cisza, a ja mogłam przypatrzeć się pokojowi. Był on prostokątny, pomalowany na kremowo. Łóżko było na samym końcu. Po obu stronach były szafki nocne , a na nich lampki. Przy przeciwległej ścianie stało biurko, a na prawo od niego były drzwi. Nad meblem wisiała tablica korkowa, na której poprzypinane były wycinki o Linkin Park. Pewnie byli to fani tego zespołu. Spojrzałam jeszcze raz na mężczyznę siedzącego obok. Miał krótko ścięte brązowe włosy i oczy tego samego koloru. Był zamyślony i patrzył w okno. Wyglądał na około 25 lat. Gorączkowo o czymś myślał, nawet nie zauważył, że mu się przyglądam. Nagle odwrócił głowę i spojrzał prosto na mnie. Patrzył mi z zawziętością w oczy. Pomyślałam sobie wtedy, że mu na mnie zależy. Ogarnij się! Jak mogłoby mu na mnie zależeć? Przecież jestem od niego dużo młodsza. Moje rozmyślania przerwało pojawienie się w pokoju czarnowłosego mężczyzny o brązowych oczach. Na głowie miał artystyczny nieład, a ubrany był w białą koszulę w czerwone kraty i jeansy. Przeczesał ręką włosy i oparł się o ścianę. Spojrzał na nas jak na matka, która przyłapała dwójkę nastolatków na całowaniu się i powiedział:
-Zaraz kolacja.
Dopiero teraz spojrzałam na zegarek. Była 20. Nagle coś mi się przypomniało.
-Co się w ogóle stało?- spytałam.
-Dobrze, już idziemy- rzekł mężczyzna siedzący obok tak jakby mnie nie usłyszał.
-Co się stało?- powtórzyłam.
-Okay, tylko jest jeden problem- odparł drugi.
-Przepraszam, co się stało?- w końcu do trzech razy sztuka.
-Jaki? Aaa… Zapomniałem.
-Czy mógł by mnie ktoś do cholery jasnej wysłuchać!?!- bardziej krzyknęłam niż zapytałam.
Obaj spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Przepraszam, mówiłaś coś?- skomentował moje zachowanie czarnowłosy.
Wywróciłam oczami i zrobiłam minę typu „Z kim ja żyję?”. Mężczyźni zaczęli się śmiać, a mi już powoli puszczały nerwy.
-Spokojnie, nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi piękna- dodał drugi.
Kiedy śmiali się praktycznie leżąc na podłodze ja rzuciłam w nich poduszkami.
-No dobra, dobra. Spokojnie. Najpierw się przedstawię. Jestem Mike Shinoda- powiedział brunet.
-Ja Chester Bennington- uśmiechnął się drugi.
-Julia Malinowska- odparłam.
-Z jakiego jesteś kraju?- spytał Mike.
-Polska.
Nagle obaj spojrzeli na mnie jak na kosmitę. Wyglądali mniej więcej tak, jakby im wykrzywili twarze i przykleili ich tak do szyby. Uśmiechnęłam się do swoich porównań i rzekłam:
-Tak. Mówię biegle po angielsku.
-To nie jest takie znowu trudne- powiedział Chester.
-Jesteś tego taki pewny?- zapytałam.
-Oczywiście. Nauczenie się obcego języka to pestka.
-Chcesz się założyć?
-O co tylko zechcesz.
-W dwa tygodnie nauczysz się podstaw polskiego.
-Dobra, ale jak wygram to zrobisz co zechcę.
-A jeśli ja wygram, to co wtedy?
-Nie bądź tak pewna. Ale zrobię to samo.
Złapaliśmy się za ręce i powiedzieliśmy „zakład”. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Gdy nasze dłonie dotykały się w uścisku, poczułam coś dziwnego lecz nie zwróciłam na to uwagi. Byłam wtedy przekonana o swojej wygranej. Uśmiechałam się lekko, ściskając jego dłoń. Poczułam, że jestem głodna i chciałam już iść coś zjeść lecz Bennington cały czas trzymał moją rękę w uścisku i wydawało mi się, że nie chciał puścić. Spojrzałam na Mike’a pytająco, a Chester jakby nie zdając sobie sprawy z obecności kolegi odwrócił moją głowę i tym samym, zmusił mnie bym na niego spojrzała. Chciałam mu rzucić coś w stylu zmęczonego spojrzenia jak ja to nazywam, ale gdy tylko spojrzałam w jego tęczówki nie mogłam przestać na niego patrzeć. Miał takie wspaniałe brązowe oczy… Do rzeczywistości przywołało mnie chrząknięcie Mike’a.
-Kolacja nam wystygnie. Jula, pomogę ci dojść- rzekł Shinoda.
-Nie męcz się. Sam jej pomogę- powiedział Chester.
Coś czułam, że jemu nie chodzi o wyręczenie przyjaciela. Odsunęłam kołdrę i z trudem położyłam nogi na podłodze. Szatyn podszedł do mnie i podniósł mnie do pionu. W ogóle nie czułam nóg. Zachwiałam się niebezpiecznie lecz poczułam jak ręka Chester’a oplata się wokół moje go pasa. Chciałam powiedzieć, że dam sobie radę, lecz on podniósł mnie i ruszył w stronę jadalni. Chcąc nie chcąc musiałam objąć rękoma jego szyję. Spojrzałam mu w oczy i znów poczułam to samo. Takie dziwne uczucie, które nie chciało mnie za cholerę opuścić. Przyłożyłam głowę do jego klatki piersiowej i czekałam aż dojdziemy. Uszliśmy zaledwie 30 metrów gdy poczułam jak kładzie mnie na krześle, a sam usiadł naprzeciwko mnie. Po chwili Mike przyniósł jedzenie. Pachniało tak wspaniale. Zaczęliśmy jeść, rozmawiając przy tym na różne tematy.
Po skończonym posiłku siedzieliśmy dalej przy stole. Nagle Shnoda uderzył się otwartą dłonią w twarz i wykrzyknął:
-Zapomniałbym!
-Co?- spytałam.
-Z kim wolisz spać? Ze mną czy z Chesterem?
Spojrzałam na niego jak na wariata.
-A no fakt, nie powiedziałem ci. Mam tylko dwa pokoje. W jednym śpię ja, a w drugim Chester.
-No nie, no co ty. Myślałam, że śpicie razem- rzuciłam ironiczną uwagę.
-Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne- udawał że się śmieje Mike- ale mów gdzie chcesz spać.
Zaczęłam się zastanawiać, gdy poczułam jak mężczyzna naprzeciwko komie mnie w nogę. Spojrzałam na niego i wypaliłam:
-Z Chesterem.
-To super. Nie trzeba przenosić twoich rzeczy. To zaniosę cię do pokoju.
Nie czekając na czyjąkolwiek reakcję zrobił to samo co Chester, tyle że ja czułam się zupełne inaczej. Shinoda robił to tak jakby na odwal. Bennington, on niósł mnie jakoś inaczej. Nie wiem czy noszenie kogoś można dzielić na kategorie, ale właśnie to robiłam. Spojrzałam na szatyna i wydało mi się, że widzę w jego oczach coś w rodzaju zazdrości. Chyba mi się przywidziało. Po krótkiej drodze powrotnej znów leżałam na łóżku. Brunet szybko się zmył i zaszył gdzieś do końca dnia. Po minucie przyszedł uśmiechnięty Chester i położył się obok mnie.
-I jak ci się podoba Ameryka?
-Nie zdążyłam jej nawet obejrzeć.
-Przepraszam. To moja wina. Jestem beznadziejny.
-Nawet tak nie mów…
-Chcesz powiedzieć, że osoba którą zdradza żona, a następnie żąda rozwodu przez tą osobę i która powoduje wypadek na tyle poważny, że poszkodowany ląduje w szpitalu, nie jest beznadziejna?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Zaskoczył mnie. On ze świstem wypuścił powietrze i powiedzał:
-Sama widzisz.
Odwrócił głowę i spojrzał w okno. Był przygnębiony. Nie wiele myśląc złapałam go za rękę. Chciałam mu w ten sposób dodać otuchy. Ścisnął mocniej moją dłoń i patrzył na mnie smutno. Serce mi się krajało na ten widok. Pogłaskałam go po policzku, a on uśmiechnął się smutno.
-Proszę- mówił –opowiedz mi coś o sobie.
-Ale co?
-Wiem ile masz lat, skąd jesteś, jak się nazywasz… Jakie miałaś dzieciństwo?
-Ciężkie. Ojciec pijak, a matka nigdy się mną nie interesowała. Dzieciaki w szkole mnie nie lubiły, wyzywały mnie. Często mnie bili wbrew mojej woli. To było straszne. Jedyną osobą która była promyczkiem w moim życiu była Jasmine… Moja ukochana przyjaciółka do której przyjechałam…
-Pytała o ciebie.
-Miło z jej strony. A teraz ty mi coś powiedz. Ile masz lat, gdzie się urodziłeś, jacy byli twoi rodzice.
-Mam 23 lata. Wyszedłem za Talindę mając zaledwie 20. Pochodzę z Phoenix. Moje dzieciństwo to istny koszmar. Rodzice mnie olali, a nikt z rówieśników mnie nie lubił. Jedyne co mi pozostawało to zatracić się w muzyce. W twoim wieku ćpałem, ale w końcu zrozumiałem, że lepiej tego nie robić.
Patrzył na mnie, a po jego policzku spłynęła łza. Potem kolejna i kolejna… Kapały z jego twarzy powoli, tak jakby chciały pokazać jak bardzo cierpiał, przez te wszystkie lata. Przytuliłam go mocno do siebie. Chciałam mu pokazać, że nie jest sam. Przeszłość wyryła na nim mocny wpływ. Płakał w moje ramię moczą mi koszulkę, ale ja nic sobie z tego nie robiłam. Trwaliśmy tak tak długo, aż nie zasnęliśmy.
***
Była północ a u nich ciągle paliło się światło. „Co oni tam do kurdy nędzy wyprawiają?”- pomyślałem. Poszedłem do tamtego pokoju i zastałem ich śpiących przytulonych do siebie. Na twarzy Chester’a widziałem ślady łez. Współczułem mu z całego serca, ale skoro jej wszystko powiedział, to musi mu na niej bardzo zależeć. Właśnie. Muszę porozmawiać jutro z Julą. Jest to bardzo miła dziewczyna. Zabawna kiedy trzeba, umie pocieszyć, zachowuje powagę gdy sytuacja tego wymaga, jest kreatywna. Nic dziwnego, że Chester coś do niej poczuł. Tak, poczuł. To doskonale widać. Szczególnie kiedy zrobiłem mały test. Zaniosłem ją tak jak on. Widziałem ten błysk w jego oku. Ona z resztą też zachowała się inaczej. Widać po nich że mają się ku sobie, tylko raczej się do tego nie przyznają.
„Jutro Pogadam z nią”- postanawiam po przemyśleniu sprawy. Gaszę światło i idę spać.
***
Na 2 rozdział powinniście czekać jakiś tydzień, Są święta więc może nawet dłużej. Wesołych świąt i piszcie w komentarzach co uważacie o tym opowiadaniu, bo to motywuje, na prawdę.
WESOŁYCH ŚWIĄT!
-Jak się czujesz?
-Walnęłam głową w beton i czuję się wspaniale- sarknęłam.
-No, no. Charakterek dzieciak ma- dało się słyszeć z głębi domu.
-Ej! W lutym skończyłam 17!- krzyknęłam.
-Oj tam, oj tam.
-Oh, Mike. Daj już spokój- powiedział mężczyzna siedzący obok.
Zapadła cisza, a ja mogłam przypatrzeć się pokojowi. Był on prostokątny, pomalowany na kremowo. Łóżko było na samym końcu. Po obu stronach były szafki nocne , a na nich lampki. Przy przeciwległej ścianie stało biurko, a na prawo od niego były drzwi. Nad meblem wisiała tablica korkowa, na której poprzypinane były wycinki o Linkin Park. Pewnie byli to fani tego zespołu. Spojrzałam jeszcze raz na mężczyznę siedzącego obok. Miał krótko ścięte brązowe włosy i oczy tego samego koloru. Był zamyślony i patrzył w okno. Wyglądał na około 25 lat. Gorączkowo o czymś myślał, nawet nie zauważył, że mu się przyglądam. Nagle odwrócił głowę i spojrzał prosto na mnie. Patrzył mi z zawziętością w oczy. Pomyślałam sobie wtedy, że mu na mnie zależy. Ogarnij się! Jak mogłoby mu na mnie zależeć? Przecież jestem od niego dużo młodsza. Moje rozmyślania przerwało pojawienie się w pokoju czarnowłosego mężczyzny o brązowych oczach. Na głowie miał artystyczny nieład, a ubrany był w białą koszulę w czerwone kraty i jeansy. Przeczesał ręką włosy i oparł się o ścianę. Spojrzał na nas jak na matka, która przyłapała dwójkę nastolatków na całowaniu się i powiedział:
-Zaraz kolacja.
Dopiero teraz spojrzałam na zegarek. Była 20. Nagle coś mi się przypomniało.
-Co się w ogóle stało?- spytałam.
-Dobrze, już idziemy- rzekł mężczyzna siedzący obok tak jakby mnie nie usłyszał.
-Co się stało?- powtórzyłam.
-Okay, tylko jest jeden problem- odparł drugi.
-Przepraszam, co się stało?- w końcu do trzech razy sztuka.
-Jaki? Aaa… Zapomniałem.
-Czy mógł by mnie ktoś do cholery jasnej wysłuchać!?!- bardziej krzyknęłam niż zapytałam.
Obaj spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Przepraszam, mówiłaś coś?- skomentował moje zachowanie czarnowłosy.
Wywróciłam oczami i zrobiłam minę typu „Z kim ja żyję?”. Mężczyźni zaczęli się śmiać, a mi już powoli puszczały nerwy.
-Spokojnie, nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi piękna- dodał drugi.
Kiedy śmiali się praktycznie leżąc na podłodze ja rzuciłam w nich poduszkami.
-No dobra, dobra. Spokojnie. Najpierw się przedstawię. Jestem Mike Shinoda- powiedział brunet.
-Ja Chester Bennington- uśmiechnął się drugi.
-Julia Malinowska- odparłam.
-Z jakiego jesteś kraju?- spytał Mike.
-Polska.
Nagle obaj spojrzeli na mnie jak na kosmitę. Wyglądali mniej więcej tak, jakby im wykrzywili twarze i przykleili ich tak do szyby. Uśmiechnęłam się do swoich porównań i rzekłam:
-Tak. Mówię biegle po angielsku.
-To nie jest takie znowu trudne- powiedział Chester.
-Jesteś tego taki pewny?- zapytałam.
-Oczywiście. Nauczenie się obcego języka to pestka.
-Chcesz się założyć?
-O co tylko zechcesz.
-W dwa tygodnie nauczysz się podstaw polskiego.
-Dobra, ale jak wygram to zrobisz co zechcę.
-A jeśli ja wygram, to co wtedy?
-Nie bądź tak pewna. Ale zrobię to samo.
Złapaliśmy się za ręce i powiedzieliśmy „zakład”. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Gdy nasze dłonie dotykały się w uścisku, poczułam coś dziwnego lecz nie zwróciłam na to uwagi. Byłam wtedy przekonana o swojej wygranej. Uśmiechałam się lekko, ściskając jego dłoń. Poczułam, że jestem głodna i chciałam już iść coś zjeść lecz Bennington cały czas trzymał moją rękę w uścisku i wydawało mi się, że nie chciał puścić. Spojrzałam na Mike’a pytająco, a Chester jakby nie zdając sobie sprawy z obecności kolegi odwrócił moją głowę i tym samym, zmusił mnie bym na niego spojrzała. Chciałam mu rzucić coś w stylu zmęczonego spojrzenia jak ja to nazywam, ale gdy tylko spojrzałam w jego tęczówki nie mogłam przestać na niego patrzeć. Miał takie wspaniałe brązowe oczy… Do rzeczywistości przywołało mnie chrząknięcie Mike’a.
-Kolacja nam wystygnie. Jula, pomogę ci dojść- rzekł Shinoda.
-Nie męcz się. Sam jej pomogę- powiedział Chester.
Coś czułam, że jemu nie chodzi o wyręczenie przyjaciela. Odsunęłam kołdrę i z trudem położyłam nogi na podłodze. Szatyn podszedł do mnie i podniósł mnie do pionu. W ogóle nie czułam nóg. Zachwiałam się niebezpiecznie lecz poczułam jak ręka Chester’a oplata się wokół moje go pasa. Chciałam powiedzieć, że dam sobie radę, lecz on podniósł mnie i ruszył w stronę jadalni. Chcąc nie chcąc musiałam objąć rękoma jego szyję. Spojrzałam mu w oczy i znów poczułam to samo. Takie dziwne uczucie, które nie chciało mnie za cholerę opuścić. Przyłożyłam głowę do jego klatki piersiowej i czekałam aż dojdziemy. Uszliśmy zaledwie 30 metrów gdy poczułam jak kładzie mnie na krześle, a sam usiadł naprzeciwko mnie. Po chwili Mike przyniósł jedzenie. Pachniało tak wspaniale. Zaczęliśmy jeść, rozmawiając przy tym na różne tematy.
Po skończonym posiłku siedzieliśmy dalej przy stole. Nagle Shnoda uderzył się otwartą dłonią w twarz i wykrzyknął:
-Zapomniałbym!
-Co?- spytałam.
-Z kim wolisz spać? Ze mną czy z Chesterem?
Spojrzałam na niego jak na wariata.
-A no fakt, nie powiedziałem ci. Mam tylko dwa pokoje. W jednym śpię ja, a w drugim Chester.
-No nie, no co ty. Myślałam, że śpicie razem- rzuciłam ironiczną uwagę.
-Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne- udawał że się śmieje Mike- ale mów gdzie chcesz spać.
Zaczęłam się zastanawiać, gdy poczułam jak mężczyzna naprzeciwko komie mnie w nogę. Spojrzałam na niego i wypaliłam:
-Z Chesterem.
-To super. Nie trzeba przenosić twoich rzeczy. To zaniosę cię do pokoju.
Nie czekając na czyjąkolwiek reakcję zrobił to samo co Chester, tyle że ja czułam się zupełne inaczej. Shinoda robił to tak jakby na odwal. Bennington, on niósł mnie jakoś inaczej. Nie wiem czy noszenie kogoś można dzielić na kategorie, ale właśnie to robiłam. Spojrzałam na szatyna i wydało mi się, że widzę w jego oczach coś w rodzaju zazdrości. Chyba mi się przywidziało. Po krótkiej drodze powrotnej znów leżałam na łóżku. Brunet szybko się zmył i zaszył gdzieś do końca dnia. Po minucie przyszedł uśmiechnięty Chester i położył się obok mnie.
-I jak ci się podoba Ameryka?
-Nie zdążyłam jej nawet obejrzeć.
-Przepraszam. To moja wina. Jestem beznadziejny.
-Nawet tak nie mów…
-Chcesz powiedzieć, że osoba którą zdradza żona, a następnie żąda rozwodu przez tą osobę i która powoduje wypadek na tyle poważny, że poszkodowany ląduje w szpitalu, nie jest beznadziejna?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Zaskoczył mnie. On ze świstem wypuścił powietrze i powiedzał:
-Sama widzisz.
Odwrócił głowę i spojrzał w okno. Był przygnębiony. Nie wiele myśląc złapałam go za rękę. Chciałam mu w ten sposób dodać otuchy. Ścisnął mocniej moją dłoń i patrzył na mnie smutno. Serce mi się krajało na ten widok. Pogłaskałam go po policzku, a on uśmiechnął się smutno.
-Proszę- mówił –opowiedz mi coś o sobie.
-Ale co?
-Wiem ile masz lat, skąd jesteś, jak się nazywasz… Jakie miałaś dzieciństwo?
-Ciężkie. Ojciec pijak, a matka nigdy się mną nie interesowała. Dzieciaki w szkole mnie nie lubiły, wyzywały mnie. Często mnie bili wbrew mojej woli. To było straszne. Jedyną osobą która była promyczkiem w moim życiu była Jasmine… Moja ukochana przyjaciółka do której przyjechałam…
-Pytała o ciebie.
-Miło z jej strony. A teraz ty mi coś powiedz. Ile masz lat, gdzie się urodziłeś, jacy byli twoi rodzice.
-Mam 23 lata. Wyszedłem za Talindę mając zaledwie 20. Pochodzę z Phoenix. Moje dzieciństwo to istny koszmar. Rodzice mnie olali, a nikt z rówieśników mnie nie lubił. Jedyne co mi pozostawało to zatracić się w muzyce. W twoim wieku ćpałem, ale w końcu zrozumiałem, że lepiej tego nie robić.
Patrzył na mnie, a po jego policzku spłynęła łza. Potem kolejna i kolejna… Kapały z jego twarzy powoli, tak jakby chciały pokazać jak bardzo cierpiał, przez te wszystkie lata. Przytuliłam go mocno do siebie. Chciałam mu pokazać, że nie jest sam. Przeszłość wyryła na nim mocny wpływ. Płakał w moje ramię moczą mi koszulkę, ale ja nic sobie z tego nie robiłam. Trwaliśmy tak tak długo, aż nie zasnęliśmy.
***
Była północ a u nich ciągle paliło się światło. „Co oni tam do kurdy nędzy wyprawiają?”- pomyślałem. Poszedłem do tamtego pokoju i zastałem ich śpiących przytulonych do siebie. Na twarzy Chester’a widziałem ślady łez. Współczułem mu z całego serca, ale skoro jej wszystko powiedział, to musi mu na niej bardzo zależeć. Właśnie. Muszę porozmawiać jutro z Julą. Jest to bardzo miła dziewczyna. Zabawna kiedy trzeba, umie pocieszyć, zachowuje powagę gdy sytuacja tego wymaga, jest kreatywna. Nic dziwnego, że Chester coś do niej poczuł. Tak, poczuł. To doskonale widać. Szczególnie kiedy zrobiłem mały test. Zaniosłem ją tak jak on. Widziałem ten błysk w jego oku. Ona z resztą też zachowała się inaczej. Widać po nich że mają się ku sobie, tylko raczej się do tego nie przyznają.
„Jutro Pogadam z nią”- postanawiam po przemyśleniu sprawy. Gaszę światło i idę spać.
***
Na 2 rozdział powinniście czekać jakiś tydzień, Są święta więc może nawet dłużej. Wesołych świąt i piszcie w komentarzach co uważacie o tym opowiadaniu, bo to motywuje, na prawdę.
WESOŁYCH ŚWIĄT!
Subskrybuj:
Posty (Atom)