Szybko się wyrabiam. Krótko co prawda ale opisowo i to bardzo.
Bez przedłużania zapraszam!
***
Ta cała popieprzona historia zaczęła się 5 czerwca 1997
roku. Cholerna data. Właśnie wtedy wszedłem do baru w Phoenix. Było dość późno,
więc nikogo nie było. Usiadłem wściekły przy barze i od razu zamówiłem 5
kolejek. Barman podał bez żadnych pytań. Spojrzałem na niego. Był to blondyn,
na oko w moim wieku. Miał kolczyki w uszach i w wardze. Patrzył na mnie z
zaciekawieniem. Podał mi moje zamówienie, a ja szybko opróżniłem zawartość
kieliszków.
-Wszystko w porządku?- zapytał.
-Zajebiście- sarknąłem.
Urażony odwrócił wzrok i zaczął się zajmować polerowaniem naczyń.
-Przepraszam, po prostu jestem wściekły- rzekłem ze skruchą.
-Rozumiem. A co się dokładnie stało?
-Kobieta.
-To wszystko wyjaśnia.
Spojrzałem na niego i już wiedziałem, że mogę mu zaufać.
-Mike Shinoda- powiedziałem
-Chester Bennington.
Przez następne parę godzin rozmawialiśmy. Nie wypiłem nic więcej. Okazało się, że mieszka tutaj, w Phoenix. Ponieważ ja byłem u dziewczyny, z którą tego samego dnia skończyłem, nie miałem się gdzie podziać. On zaprosił mnie do siebie, a ja przyjąłem propozycję. Po jego pracy, czyli około 11 wyszliśmy z pub’u. Niby znałem go od dwóch godzin, ale czułem jak bym go znał od urodzenia. Wiedziałem o jego każdym problemie, a on wiedział o moim każdym problemie. Udaliśmy się w stronę jego domu. Weszliśmy i zdjęliśmy kurtki. Staliśmy tak w korytarzu nie za bardzo wiedząc, co mamy robić. I wtedy nastąpił ten moment, kiedy nasze spojrzenia spotkały się. W oczach było widać wszystko: wdzięczność, szczęście i zawstydzenie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem o co chodzi. Jednak kiedy on podszedł do mnie i mnie pocałował, zrozumiałem już wszystko. Popchnął mnie na ścianę i całował tak, jak nikt nigdy tego nie robił. Po otrząśnięciu się z szoku zarzuciłem mu ręce na szyję i również zacząłem go całować. Odepchnąłem się od ściany i już niedługo to on był do niej przytwierdzony. Sam nie zauważyłem jak wylądowaliśmy na łóżku. Sam nie wiem jak to się stało, ale spędziliśmy razem noc. Byłem taki szczęśliwy u jego boku. Z resztą on u mojego również. Tak mi powiedział, ja mu uwierzyłem.
Z rana, gdy się obudziłem, nie było go. Zostawił mnie i stchórzył. Zostawił tylko kartkę z napisem „Żegnaj”. Pocieszałem się tym, że już go nigdy nie spotkam. Jak się myliłem. Byłem naiwny. Rok później pojawił się na castingu. Chłopacy przyjęli go z otwartymi ramionami, ja nie miałem nic do gadania. Codziennie patrzyliśmy sobie w oczy, udając, że nic się nigdy nie stało. Czułem się paskudnie za każdym razem gdy go widziałem. Jednak brnąłem w to dalej. Z dnia na dzień co raz bardziej wierząc w to co sobie w mawiałem. W to, że go nie kocham. Bo prawda była taka, że kochałem go całym moim sercem. Nie potrafiłem się związać z nikim innym. Z resztą, on nie znalazł sobie nikogo do tej pory. Codziennie patrzę mu z bólem w oczy. W jego widać tylko smutek. Dziś jest 5 czerwca 2012 roku. 15 rocznica. Siedzę znów w tym barze, na tym samym krześle, piję to samo co wtedy. Jak co roku z resztą. Nagle drzwi wejściowe zaskrzypiały. Nie zwróciłem na to uwagi. Wciąż siedziałem w tej samej pozycji gapiąc się w szklankę. Obok ktoś usiadł, ale ja ignorowałem to, co działo się dookoła mnie. W głowie brzmiało tylko jedno słowo: „Zapomnieć”. I wtedy poczułem jak ktoś łapie mnie za rękę. Obok mnie siedział Chester.
-Proszę cię, zapomnijmy dziś te 15 lat. Udajmy, że się nie znamy- poprosił, a w jego oczach widziałem błaganie.
Nie wiedziałem dlaczego, ale się zgodziłem.
Znów przedstawiliśmy się sobie, a troski nagle zniknęły. Byliśmy tylko my.
Znów poznawaliśmy siebie, było tak jakbym go nigdy nie spotkał. Byliśmy tylko my.
Znów się w nim zakochałem, od nowa lecz równie szybko. Byliśmy tylko my.
Znów się śmiałem, po tych piętnastu latach. Byliśmy tylko my.
Znów czułem, że żyję i mam po co. Byliśmy tylko my.
I po raz ostatni: Znów pojechaliśmy do niego i spędziliśmy razem noc. Byliśmy tylko my.
***
Obudziłem się rano w jego ramionach. Nie stchórzył, nie zostawił mnie. Spojrzałem na niego. Był całkowicie rozbudzony i uśmiechał się do mnie.
-Dzień dobry śpioszku- powiedział zachrypniętym głosem.
Uśmiechał się tak pięknie… Widziałem w jego oczach radość. Aż sam się uśmiechnąłem na ten widok.
-Dzień Dobry- odparłem radośnie, lecz zaraz spoważniałem i dodałem –wiesz, że musimy porozmawiać?
Uśmiech spełzł z jego twarzy. Spuścił wzrok i rzekł:
-Wiem, posłuchaj, ja… To się stało tak szybko i nie wiedziałem co robić. Rano wybiegłem i wróciłem dopiero wieczorem. Musiałem to sobie poukładać. I wtedy coś zrozumiałem. Kocham cię. Tylko było już za późno. Szukałem cię jednak bez skutku. Potem jakoś tak wyszło. Nie potrafiłem się odezwać. Przy tobie cała pewność siebie wylatywała. Co roku widziałem cię w tej knajpie, ale nie umiałem wejść. Wczoraj coś we mnie pękło i… teraz jestem tutaj i w końcu mogę ci to powiedzieć. Kocham cię, Mikey.
Spojrzałem na niego i pogłaskałem go po policzku. Nie wiedziałem co powiedzieć więc go pocałowałem. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Oderwałem się od niego i powiedziałem patrząc mu w oczy:
-Ja ciebie też Chazzzy- specjalnie przeciągnąłem literę w jego imieniu.
On tylko westchnął i przytulił mnie mocno do siebie tak, jakby nie chciał mnie nigdy wypuścić.
***
No cóż, podoba mi się. Mam już pomysł na następną, ale najpierw będzie rozdział.
Dziękuję za komentarze i czytanie.
Za niedługo znów napiszę.
-Wszystko w porządku?- zapytał.
-Zajebiście- sarknąłem.
Urażony odwrócił wzrok i zaczął się zajmować polerowaniem naczyń.
-Przepraszam, po prostu jestem wściekły- rzekłem ze skruchą.
-Rozumiem. A co się dokładnie stało?
-Kobieta.
-To wszystko wyjaśnia.
Spojrzałem na niego i już wiedziałem, że mogę mu zaufać.
-Mike Shinoda- powiedziałem
-Chester Bennington.
Przez następne parę godzin rozmawialiśmy. Nie wypiłem nic więcej. Okazało się, że mieszka tutaj, w Phoenix. Ponieważ ja byłem u dziewczyny, z którą tego samego dnia skończyłem, nie miałem się gdzie podziać. On zaprosił mnie do siebie, a ja przyjąłem propozycję. Po jego pracy, czyli około 11 wyszliśmy z pub’u. Niby znałem go od dwóch godzin, ale czułem jak bym go znał od urodzenia. Wiedziałem o jego każdym problemie, a on wiedział o moim każdym problemie. Udaliśmy się w stronę jego domu. Weszliśmy i zdjęliśmy kurtki. Staliśmy tak w korytarzu nie za bardzo wiedząc, co mamy robić. I wtedy nastąpił ten moment, kiedy nasze spojrzenia spotkały się. W oczach było widać wszystko: wdzięczność, szczęście i zawstydzenie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem o co chodzi. Jednak kiedy on podszedł do mnie i mnie pocałował, zrozumiałem już wszystko. Popchnął mnie na ścianę i całował tak, jak nikt nigdy tego nie robił. Po otrząśnięciu się z szoku zarzuciłem mu ręce na szyję i również zacząłem go całować. Odepchnąłem się od ściany i już niedługo to on był do niej przytwierdzony. Sam nie zauważyłem jak wylądowaliśmy na łóżku. Sam nie wiem jak to się stało, ale spędziliśmy razem noc. Byłem taki szczęśliwy u jego boku. Z resztą on u mojego również. Tak mi powiedział, ja mu uwierzyłem.
Z rana, gdy się obudziłem, nie było go. Zostawił mnie i stchórzył. Zostawił tylko kartkę z napisem „Żegnaj”. Pocieszałem się tym, że już go nigdy nie spotkam. Jak się myliłem. Byłem naiwny. Rok później pojawił się na castingu. Chłopacy przyjęli go z otwartymi ramionami, ja nie miałem nic do gadania. Codziennie patrzyliśmy sobie w oczy, udając, że nic się nigdy nie stało. Czułem się paskudnie za każdym razem gdy go widziałem. Jednak brnąłem w to dalej. Z dnia na dzień co raz bardziej wierząc w to co sobie w mawiałem. W to, że go nie kocham. Bo prawda była taka, że kochałem go całym moim sercem. Nie potrafiłem się związać z nikim innym. Z resztą, on nie znalazł sobie nikogo do tej pory. Codziennie patrzę mu z bólem w oczy. W jego widać tylko smutek. Dziś jest 5 czerwca 2012 roku. 15 rocznica. Siedzę znów w tym barze, na tym samym krześle, piję to samo co wtedy. Jak co roku z resztą. Nagle drzwi wejściowe zaskrzypiały. Nie zwróciłem na to uwagi. Wciąż siedziałem w tej samej pozycji gapiąc się w szklankę. Obok ktoś usiadł, ale ja ignorowałem to, co działo się dookoła mnie. W głowie brzmiało tylko jedno słowo: „Zapomnieć”. I wtedy poczułem jak ktoś łapie mnie za rękę. Obok mnie siedział Chester.
-Proszę cię, zapomnijmy dziś te 15 lat. Udajmy, że się nie znamy- poprosił, a w jego oczach widziałem błaganie.
Nie wiedziałem dlaczego, ale się zgodziłem.
Znów przedstawiliśmy się sobie, a troski nagle zniknęły. Byliśmy tylko my.
Znów poznawaliśmy siebie, było tak jakbym go nigdy nie spotkał. Byliśmy tylko my.
Znów się w nim zakochałem, od nowa lecz równie szybko. Byliśmy tylko my.
Znów się śmiałem, po tych piętnastu latach. Byliśmy tylko my.
Znów czułem, że żyję i mam po co. Byliśmy tylko my.
I po raz ostatni: Znów pojechaliśmy do niego i spędziliśmy razem noc. Byliśmy tylko my.
***
Obudziłem się rano w jego ramionach. Nie stchórzył, nie zostawił mnie. Spojrzałem na niego. Był całkowicie rozbudzony i uśmiechał się do mnie.
-Dzień dobry śpioszku- powiedział zachrypniętym głosem.
Uśmiechał się tak pięknie… Widziałem w jego oczach radość. Aż sam się uśmiechnąłem na ten widok.
-Dzień Dobry- odparłem radośnie, lecz zaraz spoważniałem i dodałem –wiesz, że musimy porozmawiać?
Uśmiech spełzł z jego twarzy. Spuścił wzrok i rzekł:
-Wiem, posłuchaj, ja… To się stało tak szybko i nie wiedziałem co robić. Rano wybiegłem i wróciłem dopiero wieczorem. Musiałem to sobie poukładać. I wtedy coś zrozumiałem. Kocham cię. Tylko było już za późno. Szukałem cię jednak bez skutku. Potem jakoś tak wyszło. Nie potrafiłem się odezwać. Przy tobie cała pewność siebie wylatywała. Co roku widziałem cię w tej knajpie, ale nie umiałem wejść. Wczoraj coś we mnie pękło i… teraz jestem tutaj i w końcu mogę ci to powiedzieć. Kocham cię, Mikey.
Spojrzałem na niego i pogłaskałem go po policzku. Nie wiedziałem co powiedzieć więc go pocałowałem. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Oderwałem się od niego i powiedziałem patrząc mu w oczy:
-Ja ciebie też Chazzzy- specjalnie przeciągnąłem literę w jego imieniu.
On tylko westchnął i przytulił mnie mocno do siebie tak, jakby nie chciał mnie nigdy wypuścić.
***
No cóż, podoba mi się. Mam już pomysł na następną, ale najpierw będzie rozdział.
Dziękuję za komentarze i czytanie.
Za niedługo znów napiszę.
Twoje Bennody są świetne. Ta też. No nie wiem co jeszcze napisać. Zapraszam do siebie lost-in-your-mistakes.blogspot.com wiem, że ostatni rozdział jest dziwny, wszyscy mi to mówią. Życzę weny :D
OdpowiedzUsuńSuuuuper! Kocham czytać Twoje Bennody! W sumie kocham czytać wszystkie, no ale... ^^
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, że Chaz w końcu, po tych 15 latach, podszedł do niego w barze :)
No to dawaj dalej!
Czekam na cos normalnego! :P
OdpowiedzUsuńKYAAAWWW
OdpowiedzUsuńTO BYŁO CUDNE, KOCHAM CIE ZA TO XD.
UROCZE. *3* ♡
~ Raven :3