środa, 26 grudnia 2012

Święta, Święta i... jemioła

Witam was, oto świąteczna miniaturka :D
Mam nadzieję że się spodoba. Z góry zaznaczam, że to bennoda.
Miłego czytania!
***
Już z samego rana z łóżka zrzucił mnie mój ukochany kumpel Brad. Bezceremonialnie wszedł do mojego pokoju, zdarł ze mnie kołdrę i zaczął drzeć się „Wesołych Świąt”. Mruknąłem coś tylko wydzierając mu nakrycie z rąk i położyłem się powrotem. Brad przewrócił teatralnie oczami i zepchnął mnie z posłania.
-Wstawaj, jest południe- powiedział.
-Jezu…
-A ja myślałem, że jestem Brad.
-Ech, człowieku! Czego ode mnie chcesz.
-Prezent mam dla ciebie!
-I tylko po to przerywasz mój cudowny sen? Dzięki…
Spojrzał na mnie z politowaniem i wyszedł z pokoju, by po chwili powrócić z paczką w dłoniach. Odebrałem ją i postawiłem na ziemi.
-Nie rozpakujesz?- zachęcił mnie.
Z nieukrywaną niechęcią rozerwałem papier i moim oczom ukazały cię niebieskie i złote ozdoby choinkowe. A było tam wszystko: bobki, lampki, łańcuchy i wiele innych.
-Na cholerę mi tego tu napakowałeś! Nie mam nic przygotowane do dzisiejszej wigilii, nie wspominając już o choince! –wyrzuciłem z siebie.
-Spokojnie. Choinkę masz w salonie, a dom jest przygotowany.
Spojrzałem na niego z wdzięcznością i wyrzutem jednocześnie.
-Dziękuję ci bardzo, ale wiesz że nie świętuję, bo nie mam z kim –rzekłem.
-Świętowałbym z tobą, ale nie mogę.
-Nikt nigdy nie ma dla mnie czasu. Idź już, proszę.
Rzucił mi jeszcze na odchodne zmartwione spojrzenie i opuścił mój pokój, a następnie dom. Ja ubrałem się i zabrałem za robienie sobie śniadania. Trochę mi to zajęło, bo nie mogłem się skupić. Ciągle rozmyślałem nad tym, że co roku jest to samo. Od kiedy tylko opuściłem rodzinny dom, spędzam święta w samotności. Przestałem już nawet dekorować dom i przygotowywać potrawy, bo dla kogo? W tym roku też nie zamierzałem tego robić lecz Brad mnie uprzedził. Stół stał przygotowany, choinka aż prosiła się aby ją ubrać, a potrawy leżały w lodówce. Nie wiem po co się fatygował. W końcu i tak to wszystko wyląduje w śmieciach, a ja będę miał do odhaczenia kolejną wigilię.
Cały dzień spędziłem na przemyśleniach i graniu na gitarze. Około piątej ubrałem kurtkę, włożyłem okulary przeciwsłoneczne z przyzwyczajenia, adidasy i wyszedłem się przewietrzyć. Wyciągnąłem paczkę papierosów i zapaliłem jednego. Spacerowałem do opustoszałego parku. Na ulicy nikogo nie było. W końcu jest wigilia. Wszyscy spędzali ten czas z bliskimi, tylko nie ja. Chester beznadziejny Bennington. Usiadłem na ławce obok jakiegoś mężczyzny w skórzanej kurtce i czapce zasłaniającej mu całą twarz. Schowałem głowę w dłoniach i zacząłem użalać się w myślach nad sobą. Po jakimś czasie poczułem jak siedzący obok facet poklepuje mnie współczująco po plecach. Odwróciłem głowę w jego stronę i mnie zamurowało.
-Mike! Co ty tu robisz?
-Anna mnie zostawiła dla innego.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Spojrzałem na niego smutno i objąłem go ramieniem. Shinoda nie zdziwił się wcale. Wręcz przeciwnie: ulokował swoją głowę na moim torsie. Automatycznie zacząłem go gładzić po głowie. Trwaliśmy w takiej pozycji przez jakiś czas. Nagle pomyślałem, że mógłbym tak spędzić resztę życia… Zaraz? O czym ja myślę? Ogarnij się Bennington!
Spojrzałem na wtulonego we mnie Mike’a i wypaliłem bez zastanowienia:
-Spędźmy święta razem.
Shinoda wyprostował się nagle i spojrzał na mnie zszokowany.
-Ty mówisz serio?
-Tak. Choć raz w życiu chciałbym mieć normalną wigilię. Zróbmy to razem.
-Dziękuję.
-Jak to? Za co?
-Za to, że zawsze jesteś przy mnie gdy cię potrzebuję. Jesteś najlepszym przyjacielem.
Poczułem ukłucie w sercu żałujące, że tylko przyjacielem. Zrugałem się w myślach za to i pociągnąłem go za rękę w stronę mojego domu.
***
-Chaz, Chaz! –krzyczał Mike.
Oderwałem się od układania potraw i podbiegłem do niego z obawą o to, że znów coś rozbił i trzeba po raz kolejny wyciągać apteczkę. Westchnąłem bezradnie w duchu załamując ręce nad niezdarnością Shinody.
-Nie drzyj się, stoję obok.
On tylko mruknął coś pod nosem i powiedział:
-Mam problem.
-Żeby to jeden- zaśmiałem się.
Mike bez ostrzeżenia wziął szmatkę i zdzielił mnie nią dwa razy.
-Ej, a ten drugi to za co?
-Na przyszłość.
Już chciałem mu odpyskować, kiedy zobaczyłem psikacz z wodą. Rzuciłem się po niego i po chwili Shinoda był cały mokry. Ganialiśmy po domu jak idioci (którymi zresztą jesteśmy) i krzyczeliśmy przy tym tak, że z pewnością sąsiedzi zastanawiali się nad przeprowadzką. Po jakimś czasie potknąłem się o dywan i wywaliłem się prosto na Mike’a, który całkowicie zaskoczony runął na ziemię, a ja wraz z nim. Zaczęliśmy się turlać dopóty, dopóki się nie zmęczyliśmy. Leżałem przygnieciony ciężarem bruneta. Patrzyliśmy sobie w oczy, nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu. Kiedy uświadomiłem sobie, jakie obrazy nasuwa mi wyobraźnia, gwałtownie wstałem zrzucając z siebie Shinodę i powiedziałem:
-Podobno miałeś problem.
-Tak- odparł masując sobie głowę.
-No więc?
-Nie dosięgnę do góry choinki by założyć szpic.
-Podniosę cię- powiedziałem zanim pomyślałem.
Mike’a trochę zamurowało, ale posłusznie wziął szpic i podszedł do mnie. Złapałem go za nogi i uniosłem najwyżej jak potrafiłem. Po jakiś 15 minutach takiego stania zaczęły mnie boleć ręce.
-Hej, Mike! Długo jeszcze?
-No już, już. Opuściłem go powoli i odstawiłem na ziemię, Jęknąłem z bólu i zacząłem masować sobie ręce.
-Oj, spokojnie Chazy. Do wesela się zagoi.
-Jak do mojego to raczej nigdy.
Shinoda tylko westchnął i zaciągnął mnie do stołu.
***
Po zjedzeniu całej kolacji usiedliśmy na kanapie. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Właśnie za to go uwielbiałem. Był skory do rozmowy na każdy temat. Właśnie śmieliśmy się z jakiegoś żartu, kiedy oboje spojrzeliśmy na sufit.  Na haczyku wisiała… jemioła. Spojrzeliśmy na siebie, a Mike poczerwieniał. Patrzyłem w jego oczy i nawet nie zauważyłem, kiedy nasze usta złączyły się w pocałunku. Choć w myślach przeklinałem to co robiłem, naprawdę tego chciałem. Kontynuowałem pocałunek, ale Shinoda oderwał się ode mnie.
-Wiesz co robimy?- spytał.
Nie odpowiedziałem, tylko posadziłem go sobie na kolanach i zacząłem go całować. On nie przeszkadzał mi w tym, wręcz przeciwnie. Zaczął oddawać pocałunki. Objął mnie w pasia, a ja wplotłem dłoń w jego włosy. Położyłem go na kanapie i zacząłem obdarzać pocałunkami jego szyję. On położył mnie obok siebie i przyłożył swój policzek do mojego. Przytuliłem go i tak zasnęliśmy. Przed zaśnięciem podziękowałem Bogu za to, że jest taki człowiek jak Mike.
***
Normalny rozdział się pisze, nie wiem kiedy się pojawi.
Wesołych Świąt!

2 komentarze:

  1. Jej ^^ Niezdarność Mike‘ a jest taka słodka xD Rozdział fajny. Szkoda mi ich na początku było - spędzać święta samemu. Czekam na "normalny" rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Po przeczytaniu słowa "Bennoda" spodziewałam się czegoś dziwnego.. ale tego nie. Zaczynało się tak ciekawie .. a ty nagle się całują, spoko.. Umówimy się do psychiatry co Ty na to :D ?

    OdpowiedzUsuń