poniedziałek, 31 grudnia 2012

Sens

Okay, new!
Hmm, trochę krótkie. Ale nic. Czwarty rozdział (może) będzie długi.
***
Siedzę przy oknie i bezmyślnie wyglądam przez okno. Mija kolejny dzień. Kolejny pusty dzień. W końcu bez niego nic nie ma sensu. Miną tydzień, dwa, a ja wciąż siedzę w domu i oglądam telewizję. Nic mnie nie obchodzi, wszystko straciło sens. Jedyne na co mogę się zdobyć to płacz i myślenie i NIM. Tak bardzo chciałbym móc go przeprosić… Zachowałem się po chamsku, samolubnie. Proszę, daj mi szansę. Ale ze mnie idiota. To nic nie da. On poszedł i teraz cholera wie gdzie jest. Gdybym w tedy pomyślał i nie przyszedł na próbę pijany. Ale to nie moja wina, że wszystko mi się wali na głowę. Mój ukochany mnie nie kocha, nikogo nie obchodzę, a rodzina mnie olała. To nie jest łatwe. Poszedłem się upić, zapomnieć. Tylko zapomniałem, że mamy próbę. Kiedy przyjechałem do studia Mike zrobił mi awanturę. Darł się, że nic się nie zmieniło. Że wciąż jestem taki sam. Próbowałem się odezwać, ale nie dał mi dojść do głosu. Potem wyszedł. Wyszedł ze studia i nie wrócił do tej pory. Tak jak ja. Resta chłopaków próbowała się do mnie odezwać, ale bez skutku. Olewałem wszystko co nie dotyczyło Mike’a. Mojego ukochanego Mike’a. Nie mogłem sobie darować tego jak się zachowałem. Miałem ochotę krzyknąć, rzucić czymś, ale po co? To go tu nie teleportuje, czy coś w tym stylu. Z bezsilności wkładam buty i w t-shirt’cie i jeansach wybiegam w ciemność, deszcz i wiatr. Biegnąc przed siebie szukam miejsca, gdzie mógłbym pobyć. Sam, nie sam. Po prostu poczuć, że jeszcze tu jestem, że cokolwiek czuję. Chcę o nim zapomnieć, ale nie potrafię. W głowie wciąż widzę jego twarz, a każda rzecz przypominała mi jego.
Wbiegłem do jakiejś ciemnej uliczki, w której przy zielonym kontenerze siedział skulony mężczyzna w skórzanej kurtce. Nie zwróciłem na niego uwagi i podszedłem do kontenera i z całej siły kopnąłem w niego. Po okolicy rozległo się coś za kształt huku, ale ja się tym nie przejąłem. Nagle usłyszałem wystraszony szept:
-Chester?
Odwróciłem się na pięcie. Mężczyzna, który siedział przy moim obiekcie do wyżycia się, stał wyprostowany i patrzył na mnie. Rozszerzyłem oczy ze zdziwienia i powiedziałem:
-Mike?
-Posłuchaj, ja… przepraszam. Wiem co się z tobą dzieje, ja to wszystko widzę. Przepraszam, po prostu boję się, że cię stracę. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak jest. Możesz mnie teraz wyśmiać, ale wiedz jedno…
Nie dane mu było skończyć, bo złapałem go za nadgarstki, przyciskając do ściany i wpiłem mu się w usta. Byłem tak szczęśliwy, nie mogłem się powstrzymać. Z trudem oderwałem się od niego, opierając swoje czoło o jego i powiedziałem:
-To ja przepraszam, Mikey.
-Nie masz za co, Chazzy.
Tym razem to on mnie pocałował. Krótko, ale przez ten jeden pocałunek, całe moje życie nabrało znowu sensu. Złapałem go za rękę i razem odeszliśmy. I mimo, że deszcz padał i wiał zimny wiatr było nam ciepło. Oboje czuliśmy ciepło drugiej osoby.
***
Tam-dam!
Dziękuję za komentarze i proszę o dalsze komentowanie. To naprawdę motywuje!
Pozdrawiam, Amyyy^^

2 komentarze:

  1. Coś normalnego! BŁAGAM! :c !

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejejejs ashshshh jakie to urocze, KOCHAM GEJÓW. XD
    Dobraa robota~
    ~Raven

    OdpowiedzUsuń