Okay, new!
Hmm, trochę krótkie. Ale nic. Czwarty rozdział (może) będzie długi.
***
Siedzę
przy oknie i bezmyślnie wyglądam przez okno. Mija kolejny dzień. Kolejny pusty
dzień. W końcu bez niego nic nie ma sensu. Miną tydzień, dwa, a ja wciąż siedzę
w domu i oglądam telewizję. Nic mnie nie obchodzi, wszystko straciło sens.
Jedyne na co mogę się zdobyć to płacz i myślenie i NIM. Tak bardzo chciałbym
móc go przeprosić… Zachowałem się po chamsku, samolubnie. Proszę, daj mi
szansę. Ale ze mnie idiota. To nic nie da. On poszedł i teraz cholera wie gdzie
jest. Gdybym w tedy pomyślał i nie przyszedł na próbę pijany. Ale to nie moja
wina, że wszystko mi się wali na głowę. Mój ukochany mnie nie kocha, nikogo nie
obchodzę, a rodzina mnie olała. To nie jest łatwe. Poszedłem się upić,
zapomnieć. Tylko zapomniałem, że mamy próbę. Kiedy przyjechałem do studia Mike
zrobił mi awanturę. Darł się, że nic się nie zmieniło. Że wciąż jestem taki
sam. Próbowałem się odezwać, ale nie dał mi dojść do głosu. Potem wyszedł.
Wyszedł ze studia i nie wrócił do tej pory. Tak jak ja. Resta chłopaków
próbowała się do mnie odezwać, ale bez skutku. Olewałem wszystko co nie
dotyczyło Mike’a. Mojego ukochanego Mike’a. Nie mogłem sobie darować tego jak
się zachowałem. Miałem ochotę krzyknąć, rzucić czymś, ale po co? To go tu nie
teleportuje, czy coś w tym stylu. Z bezsilności wkładam buty i w t-shirt’cie i
jeansach wybiegam w ciemność, deszcz i wiatr. Biegnąc przed siebie szukam
miejsca, gdzie mógłbym pobyć. Sam, nie sam. Po prostu poczuć, że jeszcze tu
jestem, że cokolwiek czuję. Chcę o nim zapomnieć, ale nie potrafię. W głowie wciąż
widzę jego twarz, a każda rzecz przypominała mi jego.
Wbiegłem do jakiejś ciemnej uliczki, w której przy zielonym kontenerze siedział
skulony mężczyzna w skórzanej kurtce. Nie zwróciłem na niego uwagi i podszedłem
do kontenera i z całej siły kopnąłem w niego. Po okolicy rozległo się coś za
kształt huku, ale ja się tym nie przejąłem. Nagle usłyszałem wystraszony szept:
-Chester?
Odwróciłem się na pięcie. Mężczyzna, który siedział przy moim obiekcie do
wyżycia się, stał wyprostowany i patrzył na mnie. Rozszerzyłem oczy ze
zdziwienia i powiedziałem:
-Mike?
-Posłuchaj, ja… przepraszam. Wiem co się z tobą dzieje, ja to wszystko widzę.
Przepraszam, po prostu boję się, że cię stracę. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale
tak jest. Możesz mnie teraz wyśmiać, ale wiedz jedno…
Nie dane mu było skończyć, bo złapałem go za nadgarstki, przyciskając do ściany
i wpiłem mu się w usta. Byłem tak szczęśliwy, nie mogłem się powstrzymać. Z
trudem oderwałem się od niego, opierając swoje czoło o jego i powiedziałem:
-To ja przepraszam, Mikey.
-Nie masz za co, Chazzy.
Tym razem to on mnie pocałował. Krótko, ale przez ten jeden pocałunek, całe
moje życie nabrało znowu sensu. Złapałem go za rękę i razem odeszliśmy. I mimo,
że deszcz padał i wiał zimny wiatr było nam ciepło. Oboje czuliśmy ciepło drugiej
osoby.
***
Tam-dam!
Dziękuję za komentarze i proszę o dalsze komentowanie. To naprawdę motywuje!
Pozdrawiam, Amyyy^^
Coś normalnego! BŁAGAM! :c !
OdpowiedzUsuńOjejejejs ashshshh jakie to urocze, KOCHAM GEJÓW. XD
OdpowiedzUsuńDobraa robota~
~Raven